Indeks S&P 500 od początku roku około 7 proc., w tym 6 proc. w ciągu ostatnich 30 dni. Dużo lepiej wygląda technologiczny Nasdaq, który od końca grudnia zyskał około 18 proc., zaś od połowy marca urósł ponad 7 proc. Krajowe podwórko wygląda jeszcze ciekawiej: sWIG80 od początku roku zyskuje 19 proc., z czego 10 proc. w ciągu miesiąca, nieco słabiej wygląda to w przypadku mWIG40, to jednak ponad 10 proc. wzrost YTD. Wyjątkiem pozostaje WIG20, który od początku roku wzrósł o niecałe 1,5 proc.. Zauważalny jest tutaj spadek obserwowanej historycznie korelacji z niemieckim DAX, który w tym roku radzi sobie dużo lepiej. Tutaj pojawia się oczywiście nieco problematyczna specyfika naszego flagowego indeksu, który już wiele razy historycznie absorbował pogorszenie globalnych nastrojów, nie uczestnicząc po tym w rynkowym odbiciu.

Paliwem dla wzrostów jest oczywiście niezachwiana wiara inwestorów w pivot w polityce Fedu i pozostałych banków centralnych w kolejnych miesiącach. W ostatnich dniach dodatkowym czynnikiem utwierdzającym inwestorów w takiej, a nie innej tezie były niższe od oczekiwań odczyty inflacji CPI w USA, pokazujące spadek do 5 proc. r./r. wobec 6 proc. w lutym. Jednak inflacja bazowa utrzymuje się na niezmienionym poziomie, 5,6 proc. wobec 5,5 proc. w lutym. Widoczne jest więc stopniowe osadzanie się inflacji na obecnych poziomach. Pojawia się pytanie, jaki jest cel Fedu. Bo jeśli jest nim powrót do nowego, ale niższego w stosunku do obecnych odczytów poziomu równowagi, to o szybkim odwróceniu trendów obecnej polityki możemy chyba zapomnieć.

Dokładają się oczywiście inne wątki, jak w dalszym ciągu nieustabilizowana sytuacja sektora bankowego i nieco powiązanych z nią obaw inflacyjnych. Scenariusz, w którym dopływ kredytu na rynek ze strony banków się zmniejszy, wydaje się dzisiaj bardzo realny. Oczywiście można użyć tej tezy jako argumentu, że system bankowy samoistnie zastąpi Fed w zmniejszeniu ilości pieniądza w gospodarce. Może on być jednak chybiony.

Kluczowym elementem dla znacznego obniżenia tempa inflacji jest schłodzenie gospodarki. Co prawda ostatnie odczyty pokazują nieznaczne schłodzenie sytuacji na rynku pracy, ale do osiągnięcia znacznego postępu w obniżeniu wzrostu cen mogą być konieczne dalsze działania. Tego scenariusza rynek akcji obecnie nie wycenia.

Rozsądny inwestor powinien z jednej strony korzystać na trendach rynkowych, z drugiej jednak przygotowywać się na najgorsze. I takie działanie widać, ale dopiero gdy spojrzymy na zachowanie się instrumentów pochodnych, jak opcje swapowe. Widać rosnące obawy zarówno przed dalszym rozwojem sytuacji w sektorze bankowym, jak i w gospodarce. A instrumenty te są często wykorzystywane przez inwestorów instytucjonalnych w celu zabezpieczenia portfela. Można wyciągnąć dwa wnioski. Trudno dyskutować z obecnym trendem, dopóki trwa. Ale też nie warto bezrefleksyjnie ulegać wierze, że wszystko co najgorsze jest już za nami.w