Wielu inwestorów twierdzi, że nie można nie mieć akcji amerykańskich spółek. Tego zdania jest też większość Amerykanów. Ale jednak to inwestorzy, fundusze powiernicze i emerytalne z USA masowo zainwestowały w Japonii, Europie i stworzyły rynki Emerging Markets oraz Frontier Markets.

Ostatnie lata były latami giełdy amerykańskiej. Kryzys 2008 roku miał swoje źródło na rynku USA, ale reszta świata była mocno zaangażowana w amerykańskie problematyczne inwestycje. I kiedy oni lizali rany po stratach, to giełda amerykańska już podążała do nowych szczytów. Ceny akcji w Stanach Zjednoczonych rosły, a bazą wzrostu była rosnącą sprzedaż, lepsze zyski, ale w dużej mierze za wzrostem cen papierów stała poprawa wyceny, to znaczy podnoszenie mnożników zysku, wartości księgowej czy sprzedaży. Premiowa wycena rynku amerykańskiego do dziś przewyższa wszystkie inne. Inwestorzy amerykańscy są masowo zainwestowani na własnym rynku, mocno w niego wierzą i nie zamierzają go opuszczać. Podobne pozytywne podejście do giełdy amerykańskiej mają inwestorzy zagraniczni z Europy czy z Azji. Hasło USA First na giełdzie się sprawdza. Skorzystał na tym dolar. Kupowanie akcji czy obligacji USA łączyło się z zakupami dolarów. A do tego nie było potrzeby hedgowania ryzyka walutowego, skoro dolar rósł.

Odwrót od spółek wzrostowych i poprawa rentowności dłużnych zmieniły parametry, według których oceniano atrakcyjność rynku amerykańskiego. Stopy procentowe w USA porosły szybciej i wyżej niż w wielu krajach europejskich czy azjatyckich. I w tym miejscu trzeba uznać obiektywność amerykańską. Kiedy jakaś inwestycja staje się trwale za droga, to trzeba szukać tańszych substytutów. Tak to Amerykanie wyszli z własnego rynku w latach 80. XX wieku, bo podobały się im kraje z niską inflacją. To wówczas wartość dolara w szybkim tempie spadała, a inwestorzy z USA odkrywali Europę, Japonię, Australię, Hongkong, rynki EM.

Mamy powód, aby przypomnieć tamto przekierowanie strumieni pieniędzy amerykańskich na tanie, nowe kierunki. Tym powodem, podobnie jak w latach 80., jest dzisiejsza różnica w wycenie akcji amerykańskich i akcji spoza USA.

Zadajmy sobie pytanie, czy kryzys rynku nieruchomości w USA jest możliwy i jakie mogą być jego konsekwencje? Jeśli nastąpi, to giełda nie uchroni się przed spadkami. A uzasadnieniem do wyprzedaży akcji może być uzyskanie płynności potrzebnych do ratowania nieruchomości. Wówczas wycena akcji amerykańskich powinna powrócić do racjonalnych poziomów.