W tej sytuacji rynek szybko (przynajmniej na jakiś czas) zapomniał o bardzo optymistycznych prognozach zagranicznych banków dla polskiej waluty i zaczął realizować pokaźne zyski z poprzedniego tygodnia. Na otwarciu notowania pary EURPLN przekroczyły poziom 4,11 i następnie dość szybko przekroczony został poziom 4,13.
Sytuacji nie zmieniły lepsze dane z polskiej gospodarki. Według danych GUS produkcja przemysłowa w październiku wzrosła o 1,9% w relacji do września oraz obniżyła się o 1,2% w relacji do października ubiegłego roku. Dane o produkcji potwierdzają stopniowy wzrost popytu na produkcję oraz być może również odbudowywanie zapasów przez firmy. Co więcej, najprawdopodobniej w ostatnich dwóch miesiącach roku produkcja prawdopodobnie okaże się wyraźnie większa niż w analogicznym okresie minionego roku.
Dane są pozytywne dla polskiej waluty, jednak wobec negatywnego sentymentu na rynkach walut wschodzących, nie nastąpiła wyraźnie zauważalna reakcja. Dane te mogą jednak pomóc złotemu, gdy na globalne rynki powróci optymizm.
Tak mogłoby się stać, gdyby kolejne dane z USA były choć tak dobre jak dzisiejsze. Liczba nowych bezrobotnych w amerykańskiej gospodarce wzrosła o 505 tys., czyli jedynie minimalnie więcej niż oczekiwał rynek. Jednocześnie wskaźnik aktywności w rejonie Filadelfii odnotował wzrost i to aż do 16 pkt., podczas gdy rynek oczekiwał symbolicznego wzrostu z 11,5 do 12 pkt.
Te dane powstrzymały wyprzedaż na Wall Street i umocnienie dolara, ale nie oznaczają jeszcze, iż zagrożenie korektą minęło, zwłaszcza, iż notowania S&P500 obniżyły się w okolice 1090 pkt. Do końca tygodnia nie ma już danych, które mogą wyraźniej wpłynąć na notowania złotego. Będą one zatem zależeć od interpretacji ostatnich wydarzeń przez zagranicznych inwestorów.