Jednym ze źródeł piątkowej ucieczki od euro były niepokojące doniesienia o stanie finansów publicznych Węgier. – Po kilku dniach poza światłem reflektorów europejski kryzys fiskalny znów jest w centrum uwagi – powiedział David Morrison, analityk walutowy w domu maklerskim GFT.
Czynników, które ujemnie wpływały na notowania euro, było jednak w piątek więcej. Marc Chandler, główny strateg walutowy Brown Brothers Harriman, wskazał m.in. wypowiedź francuskiego premiera Francoisa Fillona, że słabnące euro jest korzystne dla koniunktury w Europie. Słowa te odczytano jako zielone światło dla dalszej deprecjacji.
Inni analitycy wskazywali na coraz częstsze wypowiedzi przedstawicieli Rezerwy Federalnej, że w USA, gdzie ożywienie gospodarcze następuje znacznie szybciej niż na Starym Kontynencie, zbliża się moment podwyżek stóp procentowych. W tym tonie wypowiedzieli się ostatnio m.in. prezesi oddziałów Fedu w Dallas i Kansas City Richard Fisher oraz Thomas Hoenig. Ten ostatni stwierdził, że do końca lata główna stopa w USA powinna sięgnąć 1 proc. (obecnie jest w przedziale 0 – 0,25 proc.). – Jest jasne, że Fed szybciej niż Europejski Bank Centralny i Bank Japonii wycofa się z działań stymulacyjnych. To da dolarowi przewagę nad innymi głównymi walutami – ocenił Shuzo Kakuta, doradca walutowy w tokijskim Tomin Banku.
Wskutek kryzysu fiskalnego w eurolandzie od początku roku wspólna europejska waluta osłabiła się wobec amerykańskiej o 16 proc. Deprecjacji euro towarzyszy szybka obniżka prognoz analityków. Obecnie spodziewają się oni średnio, że pod koniec roku za euro będzie można kupić 1,20 USD. Miesiąc temu sądzili, że będzie to 1,30. Jak jednak wskazuje Rejesh Pattel z firmy Spread, po przełamaniu bariery 1,20 nawet obecne prognozy mogą być zbyt optymistyczne.