Kurs euro wobec tej waluty w pewnym momencie znalazł się głęboko poniżej 1,20, ustanawiając nowe minimum rozpoczętego jeszcze na jesieni 2007 r. trendu spadkowego. Frank umocnił się wyraźnie także względem złotego.
Notowania CHF/PLN przekroczyły wczoraj 3,30, atakując maksimum z lutego 2009 r., co rzecz jasna nie cieszy osób spłacających kredyty we franku (pocieszeniem jest dla nich to, że Bank Szwajcarii utrzymuje stopy procentowe na niskim poziomie).
Efekt obaw o losy strefy euro w pewnym stopniu widać także w przypadku kursu EUR/USD. Po środowym silnym spadku wczoraj ustanowił on w ciągu dnia krótkoterminowe minimum (1,4074). Kluczowe dla dalszych losów tej pary jest wsparcie na wysokości dołka z 23 maja (1,397). Gdyby bariera ta pękła, można by spokojnie mówić o ostatecznym załamaniu się całej fali wzrostowej rozpoczętej w styczniu (kiedy kurs startował z poziomu 1,29), co wróżyłoby dalsze osłabienie euro względem dolara.
Na razie lepiej wstrzymać się jednak z takimi prognozami, bo o ile euro jest pod presją ze strony kryzysu w Grecji, to niewiele (poza awersją do ryzyka) przemawia również za powrotem lepszych czasów dla dolara. Kiepski odczyt indeksu Fed z Filadelfii (-7,7 pkt zamiast oczekiwanych 6,9 pkt) sugeruje, że okres słabych danych makro w USA jeszcze się nie skończył.