Wskazuje się na brak postępów w rozmowach i przede wszystkim brak woli Greków do zrobienia kroku naprzód – punktem spornym są cięcia wynagrodzeń (w tym emerytur), co Syriza stanowczo odrzuca, gdyż byłoby to drastycznym naruszeniem jej wyborczego programu (w ostatnich dniach pojawiły się nawet spekulacje nt. przeprowadzenia wcześniejszych wyborów parlamentarnych, które byłyby pewnym wotum zaufania dla stanowiska rządu, ale zostały szybko zdementowane). Tymczasem Wolfgang Schauble zaczyna otwarcie mówić o tym, że należy przygotować się na scenariusz niewypłacalności Grecji i dodaje, że obecny lewicowy rząd może przekreślić reformatorskie dokonania Greków od 2011 r. Krytyczni względem perspektyw dla Grecji są też analitycy agencji S&P, która obniżyła rating do mocno „śmieciowego" CCC+ i utrzymała perspektywę negatywną. Mimo tego Grekom drugi tydzień z rzędu udało się wczoraj uplasować krótkoterminowe, 3-miesięczne bony skarbowe za 812,5 mln EUR. To zdaje się teoretycznie sugerować, że sytuacja nie jest aż tak dramatyczna. Niemniej cały czas spekuluje się, że po 20 kwietnia dla równia dla Greków stanie się bardziej pochyła, a kluczowy problem pojawi się 12 maja, kiedy trzeba będzie zapłacić 760 mln EUR dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Już pojawiły się spekulacje, że Grecy mieli prosić o odroczenie tego terminu. Kolejne rewelacje może przynieść podróż ministra finansów Varoufakisa do Waszyngtonu na spotkanie w kuluarach szczytu G-20, a w sobotę właśnie Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Na razie oficjalnie o potencjalnym „strzyżeniu" wierzycieli, czyli umorzeniu części (tym razem publicznych długów) nikt nie chce mówić.
Problemy Grecji w oczywisty sposób rzutują na notowania wspólnej waluty. Większego dramatu jednak nie ma. Rynek zdaje sobie sprawę, że greckie problemy to polityczny tasiemiec, co nie oznacza, że w każdej chwili może zrobić się bardziej nerwowo. Na przestrzeni ostatnich 3 dni euro najbardziej straciło w relacji z koroną norweską (to zasługa odbicia cen ropy, ale bardziej słów Oysteina Olsena, który podczas wystąpienia w Rzymie przyznał, że Norges Bank musi utrzymywać wyższe stopy procentowe ze względu na wciąż wysokie ceny nieruchomości, co zmniejszyło oczekiwania związane z ich potencjalnym cięciem w maju, lub czerwcu). Na drugim miejscu w spadkach znalazł się EUR/CAD, co jest zasługą wyraźnego umocnienia się dolara kanadyjskiego po wczorajszej konferencji Banku Kanady. Stephen Poloz dał jasno do zrozumienia, że cięcia stóp procentowych nie będą już potrzebne, gdyż gospodarka w dłuższym okresie może radzić sobie lepiej. Wczorajszy ruch na parach z CAD jest też dość istotny ze średnioterminowego punktu widzenia.
Wykres przebiegu stóp zwrotu dla par z EUR za ostatnie 3 dni, źródło: Stooq.pl
Wykres dzienny USD/CAD
Tak stało się chociażby na USD/CAD, gdzie doszło do złamania kluczowego wsparcia na 1,2360-80. Najpewniej w najbliższych dniach będziemy świadkami ruchu powrotnego, ale nie zmienia to faktu, że w długim terminie warto bliżej przyjrzeć się parom z CAD.