Do takich walut jak NOK, AUD, NZD i SEK dolar traci ponad 1,7%. Struktura wzrostu PKB w pierwszym kwartale już sama w sobie była wielkim powodem dla zmartwień – zwłaszcza dla takiej gospodarki z wrażliwym eksportem jak USA. Co z tą dywergencją polityki pieniężnej pomiędzy strefą euro i Stanów Zjednoczonych?
Brak odbicia w 2Q15 stawia mnóstwo pytań o trwałość ożywienia w Stanach. Niejasność i rozbieżność danych makro są dodatkowo większe w kontekście członków Rezerwy Federalnej wskazujących na tylko chwilowe osłabienie koniunktury w głównej gospodarce świata. To z kolei sprawia, że dodatkowo na rynku stopy procentowej nie obserwujemy wyraźnych trendów, a sprawę komplikują gigantyczne przepływy kapitału w związku z niepewnością dotyczącą terminów i tempa podwyżek stóp procentowych. Jedna połowa funduszy zapewnia, że słabe dane to tylko pogoda i strajki na zachodnim wybrzeżu, a druga zaczyna lokować już posiadany kapitał do takich walut jak funt, którego emitent zauważa trwalsze niż w Stanach trendy makro.
Problem polega na tym, że kwestia wyraźnego trendu na dolarze nie jest jednoznaczna. Duża część pozostałych walut G10 prowadzi ekspansywną politykę pieniężną. Część ma problem z niskimi cenami surowców od których ich gospodarki są silnie zależne. Do tego dochodzi program luzowania ilościowego w strefie euro, który sprowadził rentowności europejskich papierów skarbowych strefy euro do historycznych minimów. Korekta z tego tygodnia pokazuje jak łatwo wywrócić rynek walutowy do góry nogami.
Całkowite beztrendzie i brak spokoju na rynkach finansowych. Póki nie powrócimy do takich danych ze Stanów jakie obserwowaliśmy w 3Q14, to potencjał do dalszego umocnienia dolara (pomimo słabości innych walut) będzie ograniczony. Po prostu z powodu zmienności i niejasności danych. Niewykluczone, ze zobaczymy poziomy nieprzewidywane przez dolarowe byki jeszcze w luty lub nawet marcu.
Paweł Ropiak