Naszym zdaniem:
Wspólny mianownik dla informacji, jakie pojawiły się na rynkach na przestrzeni ostatnich kilkunastu godzin? Rosnąca ostrożność w temacie dalszego luzowania polityki pieniężnej przez banki centralne. Otoczenie makroekonomiczne zaczyna się zmieniać i bardziej wyważone słowa są bardziej na miejscu. Bankierzy centralni zdają sobie sprawę, że najtrudniejsze jest dopiero przed nimi – kluczowe będzie opracowanie takiej polityki informacyjnej wobec rynków finansowych, aby te, jak najłagodniej zaakceptowały fakt, że ultra-luźna polityka nie jest żadną nową rzeczywistością i w pewnym momencie rozpocznie się proces wycofywania się z nadmiernej stymulacji. Na to jest jeszcze trochę czasu (kilka-naście miesięcy?), ale uważni obserwatorzy już zwrócą uwagę na pewne fakty. Polityka kontroli krzywej rentowności wprowadzona przez BOJ, to tylko jeden punkt układanki. Wczoraj szef Banku Anglii przemawiając w Izbie Lordów dał do zrozumienia, że bank centralny nie może lekceważyć wpływu ostatnich spadków funta (na inflację), co praktycznie oddala szanse na dalsze poluzowanie polityki (dodatkowo zwróćmy też uwagę, że zaszkodziłoby ono tamtejszemu sektorowi bankowemu, który już ma spore problemy przez niepewność związaną z negocjacjami ws. Brexitu). Z kolei szef Europejskiego Banku Centralnego zaczyna prowadzić podwójną politykę – o ile kilka dni wcześniej stanowczo ucinał spekulacje związane z możliwością redukowania skali programu QE za kilka miesięcy, o tyle wczoraj na konferencji zorganizowanej przez Bundesbank przyznał, że ultra-luźna polityka wiąże się z kosztami i nie jest do końca dopasowana do sytuacji w poszczególnych krajach. To nie tylko ukłon w stronę Niemców, którzy są coraz bardziej poirytowani tym, co robi ECB. Podobne słowa już słyszeliśmy kilka miesięcy temu. Ale nie strony ECB, a BOJ – w wakacje prezes Kuroda mówił o tym, że przy podejmowaniu decyzji o dalszym luzowaniu polityki trzeba dokonać zestawienia kosztów i korzyści z takiego ruchu. Wprawdzie wczoraj Draghi bardziej akcentował temat poziomu stóp procentowych, ale powiązania z programem QE łatwo jest znaleźć. Bo to od poziomu stopy depozytowej zależy, czy ECB może skupować dane obligacje (ich rentowności nie mogą być od niego niższe). Teoretycznie oczekuje się, że przy okazji grudniowej decyzji o wydłużeniu QE w czasie poza marzec 2017 r., zapadną też ustalenia zmieniające techniczne aspekty działania programu, ale czy ECB rzeczywiście zniesie to powiązanie – jego celem miało być nie dopuszczenie do wypaczeń na rynku długu, których i tak nie dało się uniknąć (ECB jest zbyt dużym graczem). Co, zatem ostatecznie zaproponuje Europejski Bank Centralny w grudniu? Może wzorem BOJ będzie to jakaś forma programu kontroli krzywej rentowności?
Tak czy inaczej euro, funt, ale i też jen, dzisiaj odbijają w górę. Najsilniejszą walutą dzisiaj rano jest dolar australijski, którego wsparły lepsze od oczekiwań dane nt. inflacji CPI w III kwartale. Warto jednak zauważyć, że wskaźnik CPI trimmed mean, będący bazowym dla analizy trendów przez RBA nie pobił już oczekiwań, a w ujęciu kwartalnym jego dynamika jest nawet nieco niższa, niż poprzednim okresie (0,4 proc. k/k wobec 0,5 proc. k/k). Niemniej rynkowa interpretacja jest taka, że dane zmniejszają prawdopodobieństwo poluzowania polityki przez RBA w najbliższych miesiącach. I trudno odmówić jej słuszności. Warto jednak dodać, że słowo „zmniejszają" nie oznacza „wykluczają". Naszym zdaniem ryzykiem dla Australii jest sytuacja w Chinach (teoretycznie dane są „niby" w porządku, ale problemy się nawarstwiają), a także możliwość utraty prestiżowego ratingu AAA.
Układ techniczny na wykresie AUD/USD zaczyna jednak coraz bardziej sprzyjać tym, którzy zakładają zwyżki AUD w średnim terminie. Większe prawdopodobieństwo można przypisać temu, że obecnie budowana jest baza pod wybicie w górę, do którego dojdzie w sytuacji wyraźnego złamania oporu przy 0,7722 i dalej wybicia kwietniowego szczytu przy 0,7834. Nie wydaje się jednak, aby miało do tego dojść w najbliższym czasie.
Wykres tygodniowy AUD/USD
W tym miejscu mała dygresja dotycząca pozycji USD. Tak jak zwracaliśmy na to uwagę już na początku tygodnia, na rynku zagościła korekta. Wczorajsze słabsze dane indeksu zaufania konsumentów Conference Board nie pomogły dolarowi (teoretycznie można było spodziewać się słabszego odczytu po wcześniejszych wahaniach, ale zejście poniżej bariery 100 pkt. zaczyna niepokoić). To nie wpłynęło na oczekiwania, co do grudniowej podwyżki stóp, której prawdopodobieństwo wzrosło do 78,3 proc. (model CME FEDWatch). Wskazywaliśmy już, że może mieć to małe znaczenie dla notowań dolara – teraz dobrze to widać, że grudniowy ruch jest w dużej mierze zdyskontowany. Tymczasem rynek nie jest pewien, co do scenariusza na 2017 r. Jeżeli napływające dane będą poniżej prognoz, to inwestorzy mogą utwierdzić się w tym, że FED będzie ostrożny podczas grudniowego przekazu. Chociaż słowa Charlesa Evansa sprzed dwóch dni, który „teoretyzował" o możliwości nawet 3 podwyżek stóp procentowych w przyszłym roku, mogą być ciekawym głosem w dyskusji. Szef FED z Chicago to znany „gołąb", który będzie miał prawo głosu w FOMC w przyszłym roku. Trochę to może przypominać ewolucję, jaką na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy przeszedł Eric Rosengren – z „gołębia" do jednego z czołowych „jastrzębi" głosujących wbrew stanowisku szefowej FED. Dzisiaj kalendarz dla USA nie jest aż tak istotny, chociaż uwagę mogą przykuć dane nt. wstępnego indeksu PMI dla usług o godz. 15:45, czy też sprzedaży nowych domów. Więcej będzie działo się jutro – dynamika zamówień na dobra trwałego użytku we wrześniu, oraz piątkowe dane nt. PKB za III kwartał. Gorsze dane mogą dać paliwo do kontynuacji korekty. Niemniej warto pamiętać też o tym, że jutro swoje wyniki kwartalne publikuje też Deutsche Bank. Ewentualne rozczarowanie może stać się pretekstem do wzrostu globalnej awersji do ryzyka i tym samym umocnienia dolara na zasadzie ucieczki w stronę bezpiecznej przystani.