O ile WIG zakończył go na minimalnym plusie (+0,06 proc.), o tyle na głównych parkietach obserwowaliśmy spadki, szczególnie wyraźne w Europie Zachodniej (niemiecki DAX stracił 3,21 proc.).

Dyżurnym wyjaśnieniem dla tego pogorszenia nastawienia stały się obawy o dalszy kierunek polityki monetarnej Fedu i Europejskiego Banku Centralnego. Rzeczywiście, zarówno Janet Yellen, jak i Mario Draghi zaskakiwali dość jastrzębią retoryką i przypomnieli coś, o czym w ostatnich latach ekonomiści i inwestorzy zdawali się zapominać – tzn. to, że nie każde działanie banku centralnego musi być korzystne dla rynku akcji. Szczególnie istotne jest to w USA w sytuacji, gdy kolejni członkowie FOMC werbalizują obawy o bardzo wysokie wyceny wskaźnikowe spółek i sugerują, że korekta na S&P500, a w szczególności na NASDAQ, jest ich zdaniem potrzebna.

Problematyczna staje się różnica opinii między bankami centralnymi a inwestorami w kwestii widocznej w II kwartale słabości inflacji. Wprawdzie rentowności obligacji amerykańskich doświadczyły korekty w ostatnich dniach (wzrost z około 2,15 proc. do 2,35 proc. na dziesięciolatkach), ale oczekiwania inflacyjne (5Y/5Y) spadły w ciągu ostatnich trzech miesięcy z 2,2 proc. do 1,8 proc., co można uznać za symboliczny koniec wiary uczestników rynku w program gospodarczy prezydenta Trumpa (jesteśmy obecnie na niemal identycznych poziomach jak przed wygranymi przez niego wyborami). Wartości bieżących wskaźników od trzech miesięcy zaskakują negatywnie (chlubnym wyjątkiem są tu ostatnie dane z Niemiec), a indeksy cen surowców notowały w czerwcu ponadroczne minima.

Z tej perspektywy wypowiedź prezesa Draghiego o „reflacyjnych siłach, które zastąpiły siły deflacyjne" („dobrze poinformowane źródła w EBC" sugerują, że została źle zinterpretowana) jest przez mnie odbierana z dystansem – dane z europejskiej sfery realnej rzeczywiście są bardzo dobre, ale dopóki nie zobaczymy na własne oczy ich wpływu na inflację bazową, dopóty kwestia wydłużenia QE pozostaje moim zdaniem otwarta. Jeszcze mniej wiary mam w twarde stanowisko prezes Yellen, która w odróżnieniu od swojego europejskiego odpowiednika ma coraz więcej powodów do obaw o wzrost gospodarczy. Publikowany przez Citibank Economic Surprise Index dla USA znalazł się w czerwcu na najniższych poziomach od 2011 r. Wprawdzie wskaźniki wyprzedzające pokazują, że nastroje wciąż są dobre, ale to może się szybko zmienić przy zacieśnieniu monetarnym i braku zapowiadanego luzowania fiskalnego.