Zważywszy że ruch odbył się przy jednocześnie słabo spisujących się parkietach we Frankfurcie, Paryżu i Londynie, to można by to uznać za spory sukces popytu.
Trochę ten optymizm blednie, jeżeli skonfrontuje się średnie obroty obecnie z tymi sprzed trzech miesięcy. Teraz są one niższe, co każe wątpić w trwałość ruchu wzrostowego. Można to jednakże próbować wytłumaczyć okresem wakacyjnym i tradycyjnie niższą w tym czasie aktywnością inwestorów.
Sytuacja prezentuje się już gorzej, gdy skonfrontujemy drogę, jaką od maja przebył polski rynek akcji z tą, którą przemierzyło w tym czasie Wall Street. W momencie gdy WIG20 po trzech miesiącach wraca powyżej 2425 pkt, pokonując swoje majowe maksimum 2422,3 pkt, amerykańska średnia przemysłowa dzień wcześniej zakończyła dziewiątą kolejną sesję na rekordowo wysokim poziomie, rosnąc już kolejny ósmy miesiąc i zyskując na przestrzeni ostatnich trzech miesięcy 5,3 proc. Różnica spora. Dlaczego więc teraz polski rynek miałby mocno ruszyć do góry, skoro wcześniej systematycznie poprawiane rekordy w USA nie stanowiły dla niego dostatecznej zachęty? Szczególnie że paliwa do silnych wzrostów brakuje...
Oczywiście na tle niemieckiego DAX-a czy francuskiego CAC40, które to indeksy w tym samym czasie straciły odpowiednio 3,9 proc. i 3,5 proc. w ślad za umacniającym się euro, warszawski indeks prezentuje się znacznie lepiej, a obecne wzrosty można traktować jako próbę nadgonienia straconego dystansu do Wall Street. Tyle tylko, że to dość mocno naciągana teoria. Owszem, dobra koniunktura na rynku surowców, przy jednoczesnym ignorowaniu niepokojących danych z Chin, może wywindować WIG20, ale na mocny i dłuższy ruch w górę nie ma co liczyć. Obecne wzrosty dużych spółek (bo małe od kwietnia spisują się fatalnie) budowane są na tak kruchych podstawach, że silniejsza realizacja zysków na Wall Street czy pojawienie się serii gorszych danych z dotąd rozkręconej europejskiej gospodarki momentalnie zmieni nastroje przy ulicy Książęcej. Dlatego wybicie WIG20 powyżej majowego maksimum, co jest równoznaczne z wyznaczeniem nowego dwuletniego rekordu, raczej należy traktować jako ostrzeżenie niż sygnał kupna.