Perspektywa dalszych podwyżek stóp procentowych w strefie euro zawarta w czwartkowych "jastrzębich" wypowiedziach Jean-Claude Tricheta, a także pojawiające się spekulacje, co do kształtu przyszłej polityki amerykańskiego FED po piątkowej wypowiedzi jednego z członków FOMC (Williama Poole?a), sprawiły, że nieco spadła atrakcyjność inwestowania na rynkach wschodzących. Dodatkowo po weekendowym spotkaniu grupy G-7 padły krytyczne słowa na temat ogromnych spekulacji opartych o tzw. carry-trade, czyli tanie pożyczanie pieniądza, co mogło skłonić część funduszy do pewnej redukcji tego typu strategii. Do tego wszystkiego doszły także krajowe informacje - obserwowane w ostatnich dniach napływające nieraz zaskakujące informacje nt. składu rządu, czy opublikowane wczoraj przez Narodowy Bank Polski dane o bilansie na rachunku obrotów bieżących w grudniu. Deficyt okazał się być dosyć duży i wyniósł 915 mln EUR wobec 531 mln EUR w listopadzie, a w wymianie handlowej zanotowano nierównowagę aż na 1.080 mln EUR wobec deficytu 287 mln EUR miesiąc wcześniej. Jednak jak poinformował po południu Józef Sobota z NBP, grudniowa struktura bilansu wynikała z jednorazowych czynników (spekuluje się, że chodziło o zakup myśliwców F-16) i pierwszy kwartał 2007 r. powinien przynieść powrót do pozytywnych trendów obserwowanych w poprzednich miesiącach.
Niemniej jednak można było znaleźć także pozytywy. Wstępne dane opublikowane przez Narodowy Bank Polski pokazały, że skala inwestycji zagranicznych w Polsce w ubiegłym roku znacznie przewyższyła oczekiwania na poziomie 10 mld USD i wyniosła prawie 15 mld USD. Wpływ na to miał większy napływ inwestorów z Japonii, a także duże wydatki w sektorze nieruchomości. Z kolei, jeżeli chodzi o zachowanie się rynku, to skala osłabienia się walut naszego regionu nie była aż tak duża, a EUR/USD jak na razie powstrzymał spadki w okolicach 1,2940, a spekulacje odnośnie "jastrzębiego" wystąpienia szefa FED w najbliższą środę w Kongresie wydają się być nieco przesadzone.
Tym samym wydaje się, że warto zacząć się zastanawiać nad zabezpieczeniem wpływów eksportowych przy obecnych poziomach złotego. Okolice 3,9250 zł na euro i 3,0250 zł w przypadku dolara można już wykorzystywać do sprzedaży walut za złote. Dzisiaj rano za jedno euro płacono 3,9180 zł (wobec 3,9265 zł w szczycie wczoraj), a za dolara 3,0130 zł (wobec osiągniętego wczoraj maksimum na 3,0325 zł).
Rynek międzynarodowy:
Poniedziałkowa sesja przyniosła umocnienie się dolara w relacji do euro, funta i szwajcarskiego franka, ale nie jena, gdzie inwestorzy postanowili zrealizować zyski po G-7 (większość zakładała, że nie pojawią się żadne konkretne sformułowania nt. słabości jena, co też się stało). Z kolei w przypadku pozostałych par motorem wzrostu "zielonego" były spekulacje wokół zaplanowanego na najbliższą środę i czwartek wystąpienia szefa FED, Bena Bernanke przed komisjami Kongresu z okresowym raportem nt. stanu gospodarki. Piątkowa wypowiedź szefa FED z St. Louis, a także członka Komitetu Otwartego Rynku (FOMC), Williama Poole?a, iż ewentualna podwyżka stóp procentowych w USA wchodziłaby w grę, jeżeli miałoby to na celu ograniczenie inflacji, doprowadziła do wzrostu spekulacji, co do przyszłej polityki FED. Pojawiły się głosy, że jeżeli Ben Bernanke nakreśli "świetlane perspektywy" dla amerykańskiej gospodarki, to może to sugerować, iż prędzej, czy później presja inflacyjna ponownie zacznie rosnąć, co tak naprawdę jeszcze bardziej oddali ewentualne obniżki stóp procentowych przez FED w perspektywie roku.