Sesja przebiegała w spokojnej atmosferze. Wiele przemawiało za tym, że ruch korekcyjny będzie kontynuowany. Niewielki wzrost indeksu nie wskazywał na to, że popyt poważnie weźmie się do roboty. Potwierdzał to również niewielki obrót. Jeszcze w ostatniej godzinie wynosił on nieco ponad 500 mln złotych, co wyraźnie wskazywało, że inwestorzy tym razem odpuszczają. Potem nadeszła końcówka.
Ostatnie minuty sesji wywróciły jej znaczenie. Popyt ponownie mocniej zaatakował. Sam atak miał pewne uzasadnienie natury makro. Jeszcze rano pojawiły się bowiem dane, które mile zaskoczyły polskich graczy. Okazało się, że czerwcowa dynamika sprzedaży detalicznej osiągnęła lepszą od oczekiwanej wartość. Także stopa bezrobocia okazała się niższa od prognoz. Rynek przez cały dzień te dane ignorował. Nie twierdzę, że później nagle na nie zareagował, ale po prostu popyt miał swój argument.
Inna sprawa to trend. Wiadomo było, że obecnie jesteśmy w fazie przewagi popytu. Ostatnia sesja wprawdzie zasygnalizowała możliwość korekty, ale świadomość takiej możliwości jeszcze nie oznaczała wygaśnięcia trendu.
Rynek mógł powrócić do wzrostu niemal w każdej chwili. Powrócił we wczorajszej końcówce.Można mieć do tego wystrzału optymizmu wiele zastrzeżeń. Po pierwsze, wielkość obrotu po sesji nie zachwyca, a więc jasne jest, że rodzi to wątpliwości co do jakości wzrostu.
Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że niska aktywność miała miejsce w trakcie kreślenia konsolidacji w trakcie właściwie całego dnia. Za to w trakcie wyskoku cen aktywność wyraźnie wzrosła. W?ciągu ostatnich 30 minut notowań aktywność wyniosła więcej niż połowę wyniku z całego dnia. Zatem faktycznie do obrotu przyczepić się nie można.