Wspomniane odreagowanie początkowo zostało wsparte przez cotygodniowe dane z USA o zapasach ropy naftowej. Zapasy te odnotowały spadek aż o 3,7 mln baryłek, schodząc do najniższego poziomu od stycznia br.
Jednocześnie amerykański Departament Energii poinformował, iż zużycie paliwa w Stanach Zjednoczonych odnotowało najsilniejszy tygodniowy wzrost od ponad 5 lat. Cotygodniowe dane z amerykańskiego rynku „czarnego złota” tradycyjnie zdołały wywołać jedynie krótkotrwałą reakcję notowań surowca. Po ich publikacji wartość ropy Brent wzrosła do poziomu 75,00 USD (najwyższego w minionym tygodniu), po czym zeszła w okolice 72,50 USD.
Nietrwałość reakcji rynku na wspomniane dane wynika przede wszystkim z tego, iż nie można z nich wnioskować, że popyt na surowiec i jego pochodne uległ większemu i trwałemu ożywieniu. Zapasy bowiem spadają m.in., za sprawą zmniejszenia jego importu do USA, a tygodniowy wzrost zużycia paliw nie jest natomiast istotnym wskaźnikiem opisującym trwalsze tendencje panujące na rynku.
Na większe odreagowanie w notowaniach ropy w minionym tygodniu nie pozwalała dalsza aprecjacja dolara. Kurs EUR/USD w minionym tygodniu zszedł do najniższego poziomu od początku października. Ropa naftowa wyceniana jest w dolarze, dlatego wzrost wartości tej waluty sprawia, że ceny „czarnego złota” stają się mniej atrakcyjne dla inwestorów spoza Stanów Zjednoczonych.
Dolar posiada potencjał do dalszego umocnienia, przez co wciąż może on tworzyć negatywną presję na rynku surowca. Jednak z uwagi na to, że notowania amerykańskiej waluty są już dość silnie wykupione, istnieje ryzyko chwilowej korekty, która nie powinna jednak zbyt istotnie zmienić sytuacji panującej na rynkach.