Zadaniem strony popytowej było wydźwignięcie cen poza obszar konsolidacji. O ile na rynku terminowym takie wydźwignięcie miało miejsce (ale było sztuczne), o tyle na kasowym trzymaliśmy się cały dzień w zakresie wartości, które znamy już od wielu dni. Wspomniana sztuczność wyjścia cen kontraktów poza obszar konsolidacji polega na tym, że ta konsolidacja była przez większość czasu kreślona przez ceny serii grudniowej.
Obecnie mamy na tapecie położoną nieco wyżej serię marcową. Stąd wczorajszy wzrost ceny ponad 2393 pkt miałby większe znaczenie, gdyby dokonała tego seria grudniowa. No, ale jej już nie ma. Zatem, by zachować ciągłość (wykres kolejnych serii nie jest korygowany) analizy lepiej kierować się wykresem indeksu. W przypadku WIG20 wczoraj doszło do zbliżenia do górnego ograniczenia konsolidacji, ale popytowi nie udało się wybić wartości indeksu poza obszar konsolidacji.
Brak sukcesu popytu sprawia, że nadal na takie wybicie będziemy czekać. W związku z tym wszelkie wnioski, które były obowiązujące przed wczorajszą sesją, są obowiązujące i przed sesją dzisiejszą. Cały czas bykom udaje się uniknąć wyraźnego sygnału wyjścia poza obszar kanału wzrostowego widocznego na wykresie dziennym. Było blisko, ale podaż nie dała rady. Teraz mamy coś w rodzaju kontrakcji kupujących, choć trzeba przyznać, że i tu wigoru wyraźnie brakuje.
W trakcie wczorajszych notowań pojawiło się kilka ciekawych publikacji danych makro. Inflacja bazowa w Polsce okazała się zgodna z prognozami, a więc na rynku nie było widać reakcji. Ta pojawiła się po ogłoszeniu ostatecznej dynamiki amerykańskiego PKB w III kwartale 2009 roku. Okazało się, że wzrost wyniósł 2,2 proc. w skali roku, a więc był o 1 pkt proc. mniejszy od wstępnego odczytu.
Wielkość skoków zmian wartości dynamiki wzrostu gospodarczego przy każdej kolejnej rewizji pokazuje, jak trudne zadanie ma statystyka w okresach poważnych zawirowań gospodarczych. Modele sprawdzające w normalnych czasach nie dają rady i generują większy błąd szacunku. Stąd późniejsze zmiany przy okazji rewizji danych, które za każdym razem opierają się na większej liczbie twardych danych, a w coraz mniejszym na szacunkach. Pierwszą reakcją był spadek cen, ale nie był on głęboki, gdyż gorsze dane jednocześnie oznaczają dłuższy okres niskich stóp procentowych.