Pozytywne rozpoczęcia ma nam zapewnić niewielki optymizm, jaki jest widoczny na rynku terminowym w USA. Problem w tym, że małe plusy niewiele zmienią. Na nowe rekordy będziemy musieli poczekać przynajmniej do poniedziałku. Dopiero wtedy rynek zacznie się ponownie rozkręcać i dzięki temu mogą pojawić się próby wytrącenia nas z ostatniego marazmu.

Powoli szykujemy się do kolejnego roku zmagań na rynku. Tym razem zapowiada się, że będzie on mniej jednorodny niż 2009. Na powtórkę wzrostu na podobieństwo tego, który trwa u nas od lutego, nie ma co liczyć. Dane potwierdzające bądź negujące sygnały wychodzenia gospodarek z kryzysu i powrotu na ścieżkę wzrostu będą mieszały się z sygnałami dotyczącymi możliwości rozpoczęcia fazy zacieśniania polityki pieniężnej w wielu krajach. Nie będzie ona idealnie zsynchronizowana, co będzie miało przełożenie na zmiany na rynkach walutowych. Nadal rynek akcji rozgrywany będzie przez zachowanie dolara. Warunki są więc idealne do realizacji wcześniejszych przypuszczeń, że nadchodzące miesiące będą raczej przypominały skoki cen w obu kierunkach niż spokojny trend. Okres spokoju mamy za sobą.