Skoki są związane z faktem, że to właśnie w tej ostatniej godzinie ustalany jest kurs rozliczenia wygasających instrumentów pochodnych.
Zanim jednak rozpoczęła się ta ostatnia godzina, mieliśmy do czynienia z nudną sesją, w trakcie której nie działo się niemal zupełnie nic. Krótko po otwarciu, które było nieznacznie pozytywne za sprawą czwartkowych notowań w USA, popyt nawet próbował podnieść ceny wyżej. Szybko się te próby skończyły, bo nie była to jakaś składna akcja i nawet niewielka podaż potrafiła zdusić wysiłki popytu. Krótko po rozpoczęciu notowań na rynku akcji podaż przeważyła.
Także i tym razem nie można było mówić o poważnej akcji. Ceny właściwie się osuwały, a nie spadały. Trwało to do południa, po czym rozpoczęła się równie mozolna wspinaczka. Jej kulminacją była chwila po publikacji jedynych wczoraj danych makroekonomicznych - dynamiki produkcji przemysłowej w Polsce oraz dynamiki cen produkcji sprzedanej. Po pojawieniu się tych informacji ceny skoczyły w górę, ale nie zmieniło to obrazu sesji.
Nawet mimo niewielkiej wtedy rozpiętości (ta się później zwiększyła w trakcie rozliczeniowego skakania) nie udało się wyznaczyć nowych maksimów sesji. Lekkie osłabienie przyszło jeszcze przed 15, ale po tej godzinie zaczęła się karuzela. Ogólnie sesja bez większego znaczenia.
Z technicznego punktu widzenia część graczy może podnosić aspekt zatrzymania wczorajszego spadku cen na linii opartej na wcześniejszych dwóch lokalnych dołkach, co miałby sugerować pojawienie się tendencji wzrostowej. O ile nie można wykluczyć, że faktycznie ostatecznie ceny pójdą w górę, to akurat wspomniana linia nie jest chyba najlepszym pomysłem analizy. Zauważmy, że ostatnio zarówno podaż, jak i popyt miały okazję do przejęcia inicjatywy na dłużej, a jednak się to nie udało. Zatem to świadczy raczej o braku tendencji.