Wakacje nie zniechęciły do kupowania akcji

Lipiec przyniósł posiadaczom akcji zyski największe od czterech miesięcy. Pomogły w tym lepsze od prognoz wyniki nie tylko amerykańskich spółek

Publikacja: 31.07.2010 09:12

Wakacje nie zniechęciły do kupowania akcji

Foto: Fotorzepa, Dariusz Majgier DM Dariusz Majgier

Lipiec kojarzy się głównie z sezonem urlopowym i zastojem na giełdowym parkiecie. O tym, że pogląd ten niekoniecznie jest trafny, można się było przekonać także i tym razem, podobnie zresztą jak w ostatnich latach (np. przed rokiem lipiec przyniósł potężną falę wzrostową. W 2007 r. właśnie latem rozpoczęła się bessa na GPW.

W teoretycznie mało sprzyjającej wakacyjnej atmosferze WIG zdołał najpierw oddalić groźbę przebicia ważnego z punktu widzenia analizy technicznej majowego dołka (jego pogłębienie otworzyłoby drogę do spadku do poziomu najniższego od stycznia), po czym bez wahania pokonał serię oporów na wysokości trzech szczytów z maja i czerwca. To najbardziej optymistyczny scenariusz, jaki można było sobie wyobrazić jeszcze miesiąc temu.

[srodtytul]Co pomogło?[/srodtytul]

Pytanie brzmi: jakie czynniki fundamentalne pozwoliły na taki zwrot na rynku akcji? Wydaje się, że złożyły się na to dwie kwestie. Poprawę nastrojów umożliwił brak spektakularnych oznak eskalacji kryzysu zadłużenia w krajach peryferyjnych strefy euro, a przynajmniej brak przekonania na rynkach finansowych, że do takiej eskalacji może dojść. Przykładowo, rentowność greckich obligacji, będąca papierkiem lakmusowym obaw przed kryzysem, stała w lipcu w miejscu (nieco powyżej 10 proc.), podczas gdy w czerwcu wyraźnie urosła (z poziomu poniżej 8 proc.), nie mówiąc już o maju, kiedy była dramatycznie rozchwiana (przejściowo sięgnęła nawet 12 proc.).

Oczywiście trudno zakładać, że problem nadmiernych deficytów budżetowych i rosnącego zadłużenia publicznego (także w Polsce) znikł, ale rynkom wystarczyło to, że na razie nie przekłada się on w zauważalny sposób na wzrost gospodarczy w Europie i na świecie (z czasem tak się może jednak stać, gdyż ewentualne ograniczanie wydatków budżetowych i/lub podwyżki podatków nie będą obojętne dla koniunktury).

Uspokojenie obaw na rynkach lepiej zrozumieć, odwołując się do poziomu „sentymentu” mierzonego np. wskaźnikiem Bull/Bear Ratio publikowanym przez firmę Investors Intelligence (obrazuje on proporcję między odsetkiem optymistów i pesymistów wśród amerykańskich analityków giełdowych). U progu lipcowej fali wzrostowej wskaźnik był tak nisko, jak np. w połowie lutego, czyli w punkcie zwrotnym po poprzedniej korekcie spadkowej. Lipcowe odbicie było więc możliwe m.in. dzięki sporej dawce pesymizmu na rynkach. W takich sytuacjach zazwyczaj potencjał do poprawy nastrojów jest większy niż potencjał do ich dalszego pogorszenia.

[srodtytul]Wyniki poprawiły humory[/srodtytul]

Na uspokojenie obaw na rynkach nałożył się drugi ze wspomnianych czynników – optymistyczne reakcje na wyniki finansowe amerykańskich przedsiębiorstw po II kwartale. Według wyliczeń agencji Bloomberg, w najlepszym momencie odsetek spółek giełdowych w USA, których zyski okazały się wyższe od prognoz analityków, przekroczył aż 85 proc.Inwestorzy otrzymali tym samym jasny sygnał, że wszelkie obawy dotyczące stanu gospodarki (a tych ciągle nie brakuje, np. w odniesieniu do ożywiającego się w żółwim tempie rynku pracy czy też rynku nieruchomości) nie mają realnego przełożenia na kondycję większości spółek.

Według takiego samego schematu wydarzenia rozgrywały się zresztą już wcześniej – w pierwszych tygodniach publikacji wyników firm za I kwartał (w kwietniu). Wtedy to lepsze od prognoz rezultaty skłoniły analityków do radykalnego podnoszenia wycen akcji, co było dodatkową zachętą do ich kupowania. Podobny mechanizm pojawił się także na naszym rodzimym rynku.

Skoro znamy czynniki, które zadecydowały o dobrej koniunkturze w lipcu, to na tej podstawie można spróbować wysnuć wnioski na przyszłość. O ile karkołomnym zadaniem są próby przewidzenia tego, w jakim kierunku i w jakim tempie rozwijać się będzie kryzys zadłużenia na obrzeżach strefy euro, to jednak można założyć, że już niebawem zniknie bufor chroniący rynki w postaci reakcji na lepsze wyniki finansowe firm w USA.

[srodtytul]Paliwo się wyczerpuje?[/srodtytul]

Jeśli spojrzymy na poprzedni sezon ich publikacji, to po miesiącu od zakończenia I kwartału koniunktura na giełdach wyraźnie się popsuła. Stało się to wkrótce po tym, jak wspomniany wcześniej odsetek niespodziewanie dobrych wyników (pozytywnych niespodzianek) sięgnął szczytu (19 kwietnia odsetek wyniósł 83 proc.), po czym zaczął maleć. Na podstawie tych doświadczeń można założyć, że i tym razem wyczerpało się tego rodzaju paliwo dla giełd. Odsetek spółek o wyższych od prognoz zyskach wyraźnie spada w porównaniu ze szczytem z 22 lipca (obecnie wynosi już „tylko” 75 proc.).

[srodtytul]Wciąż mało optymistów[/srodtytul]

Na szczęście dla inwestorów jest jednak coś, co zdecydowanie odróżnia obecną sytuację od tej z końca kwietnia, poprzedzającej silne tąpnięcie. Tę różnicę widać we wspomnianym wcześniej poziomie „sentymentu”. Wskaźnik Investors Intelligence wynosi zaledwie 1,09 (taka jest proporcja między odsetkiem byków i niedźwiedzi), podczas gdy przed majowo-czerwcowym załamaniem na giełdach sięgał aż 3,06. Brak powszechnego optymizmu to paradoksalnie dobry sygnał dla rynków akcji.

[ramka][b]Ryzykowne rynki dały zarobić najwięcej[/b]

W lipcu obowiązywała prosta reguła – najbardziej w górę poszły indeksy na tych światowych rynkach akcji, które wcześniej należały do najmocniej poszkodowanych przez kryzys zadłużeniowy. Nie dziwi w tej sytuacji mocna postawa greckiego indeksu Athex czy też hiszpańskiego Ibex 35. Sporo zarobić można było także na giełdach naszych wschodnich sąsiadów. Różnica w porównaniu z poprzednimi miesiącami polega także na tym, że podczas gdy wtedy zyski pojawiały się właściwie jedynie na egzotycznych i mało płynnych rynkach, to teraz właśnie tego typu giełdy oparły się zwyżkom. Nawet tam jednak nie było dużych strat.

[b]Analitycy nadal sceptyczni[/b]

Jednym z czołowych argumentów przemawiających przeciwko porównywaniu obecnej sytuacji z tą z końca kwietnia (czyli z momentem poprzedzającym silne tąpnięcie na giełdach) jest brak oznak nadmiernego optymizmu wśród amerykańskich analityków. Lipcowa zwyżka kursów na Wall Street nie doprowadziła do euforii podobnej do tej z marca, mimo że specjaliści mieli powody do takiej reakcji ze względu na jeszcze większe pozytywne niespodzianki, jeśli chodzi o wyniki finansowe spółek. Z kontrariańskiego punktu widzenia nie ma więc zbyt wielu powodów do wróżenia rychłej głębokiej korekty spadkowej.[/ramka]

Komentarze
Co martwi ministra finansów?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Zamrożone decyzje
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów