Podatek od banków – całkowity sprzeciw

W Sejmie pojawił się projekt opodatkowania banków operujących w Polsce podatkiem od aktywów jako alternatywa dla rządowej propozycji czasowego podwyższenia stawek VAT. Uważam ten pomysł za całkowicie błędny i to niezależnie od tego, czy traktujemy go jako alternatywę dla podwyżki VAT, czy jako instrument per se

Publikacja: 15.09.2010 08:44

Podatek od banków – całkowity sprzeciw

Foto: GG Parkiet

Teoria ekonomii mówi wyraźnie, że podatki skrzywiają alokację zasobów w gospodarce, gdyż zafałszowują relacje rzadkości między dobrami. Jedynym podatkiem, który tego nie czyni, jest podatek w stałej kwocie narzucony na każdego – tzw. pogłówne. Próbowała go wprowadzić Margaret Thatcher w Londynie, ale wycofała się pod naporem protestów. Wadą bowiem takiego rozwiązania jest skrajnie nierówny podział obciążeń; bogaci i biedni płacą tyle samo, np. 1000 zł. Ten przykład służy mi do pokazania, że w przypadku nakładania podatków zawsze pojawia się dylemat: efektywność czy równość.

[srodtytul]Jaki cel podatku?[/srodtytul]

Podatek od aktywów banków broni się słabo pod względem efektywności, jest bowiem formą podatku od majątku. A zatem rząd miałby skonfiskować część nagromadzonego już majątku, która mogłaby przynieść przychody, czyli zostać zainwestowana z zyskiem po odliczeniu kosztu pozyskania tych aktywów, np. odsetek płaconych od depozytu bankowego. Racjonalne ekonomicznie są tylko podatki od przyrostu wartości majątku zwłaszcza z przyczyn niezależnych od decyzji właściciela. Z tym, że egzekwuje się je tylko wtedy, kiedy majątek jest sprzedawany. Klasycznym przykładem jest podatek od zysków kapitałowych. Taką rolę pełni też podatek od darowizny, który jest faktycznie podatkiem od wzbogacenia się.

Po omówieniu problemu efektywności pozostaje skupić się na kwestii egalitarności. Test wypada równie marnie. Otóż, zamierza się obciążyć tylko jeden rodzaj firm tego typu podatkiem. Jest to bardzo niesprawiedliwe, gdyż stawia w uprzywilejowanej sytuacji inne sektory. Dlaczego takiego podatku nie miałyby płacić np. kopalnie lub koncerny samochodowe czy ZOZ?

Autorzy pomysłu powołują się na to, że wprowadzenie takiego podatku rozważane jest w Europie. Zapowiadają go Francja, Niemcy i Wielka Brytania. Owszem, ale oryginalna propozycja Komisji Europejskiej mówi o odłożeniu kwot na specjalny fundusz, aby móc ratować system bankowy w przyszłości poprzez stopniowe przejęcia i następnie likwidację dużych instytucji bankowych czy ogólnie finansowych, gdyby wystąpił kryzys finansowy o podobnych jak dziś proporcjach. Niekontrolowany upadek takich instytucji groziłby załamaniem europejskiego systemu finansowego. Podczas ostatniego kryzysu rządy musiały pompować ogromne kwoty do dużych banków, popadając w znaczące deficyty budżetowe. Podatek ma zapobiec takiej sytuacji w przyszłości.

To nie znaczy jednak, że ma sens. Trzeba go widzieć w szerszym kontekście reform regulacji systemu finansowego, a te powinny utemperować chęć banków do ponoszenia nadmiernego ryzyka i skłonić je do jego rzetelnej wyceny, aby uniknąć powtórki. Przykładem jest właśnie uzgodnione międzynarodowe porozumienie w Bazylei o podwyższeniu kapitałów banków. Wtedy kryzys na skalę jak obecna byłby mało prawdopodobny i ubezpieczanie się przed nim nie ma żadnego sensu, bo w końcu proponowany podatek jest niczym innym tylko formą ubezpieczenia przed ryzykiem załamania się systemu finansowego.

[srodtytul]Problem z kwotami[/srodtytul]

Kontrowersje dotyczą nie tylko, czy taki podatek ma sens, ale co uczynić z zebranymi kwotami. Rządy chciałyby przejąć środki i podłatać swoje nadszarpnięte mocno budżety; banki miałyby zapłacić frycowe za pomoc. To jednak oznacza po prostu „przejedzenie” zebranych funduszy i nic nie zostanie dla sytuacji awaryjnej. Ubezpieczenia by nie było.

Moralnym uzasadnieniem takiego podatku ma być odpowiedzialność sektora finansowego za globalny obecny kryzys finansowy, w tym konieczność przejęcia długów prywatnych przez sektor publiczny, gdyż inaczej groziło zawalenie się światowego systemu finansowego. Polscy bankierzy słusznie przypominają, że w odróżnieniu od innych krajów Zachodu, takich na przykład jak Irlandia (bank AIB), Niemcy (Commerzbank) czy Niderlandy (banki ING, Fortis), Wielka Brytania (Royal Bank of Scotland) czy USA (Citibank), nie trzeba było, de facto, nacjonalizować banków, pompując w nie publiczne kapitały.

Dlaczego wobec tego mieliby płacić za cudze błędy? Notabene, polski sektor bankowy też uzyskał pomoc w postaci zastrzyku płynności czy gwarancji kredytowych oraz depozytów dla ludności, ale nie w postaci podarowanych funduszy kapitałowych czy wykupu trefnych papierów wartościowych, których nikt nie chciał. Większość tej pomocy jest jednak per saldo zyskowna dla instytucji centralnych; prawdziwym ryzykiem są tylko gwarancje rządowe, ale akurat system bankowy notuje wysokie zyski.

Od biedy, jedyna racjonalna forma, w jakiej dodatkowy podatek mógłby być nałożony na banki, to taka, jaką oryginalnie zaproponowała Komisja Europejska. Wymagałoby to wyliczenia prawdopodobieństwa wystąpienia kryzysu finansowego w Polsce na miarę kryzysu na Zachodzie, czyli takiego, w którym upada jeden, a może parę dużych banków i trzeba je utrzymać na powierzchni (państwo musi włożyć w nie kapitały, wykupić złe aktywa), aby ocalić system finansowy państwa i w ten sposób nie dopuścić do głębokiej recesji w gospodarce z masowym bezrobociem. Trzeba by zaprognozować kwotę, którą nasze państwo musiałoby wyłożyć i przemnożyć przez to prawdopodobieństwo. Tak wyliczona suma mogłaby stanowić podstawę do wyliczenia rocznej składki jako procenta aktywów.

Nie muszę chyba wyjaśniać, że szacunek takiego prawdopodobieństwa jest karkołomny, bo nie było podobnych kryzysów w Polsce w przeszłości (jednemu mądre rozwiązania zapobiegły w łatach 1993 – 1994), więc prawdopodobieństwo byłoby bliskie zera nawet wtedy, gdybyśmy posłużyli się danymi ze świata na temat częstotliwości takich kryzysów. Tylko że zebrana w ten sposób kwota pod żadnym pozorem nie mogłaby zasilić budżetu państwa, a zostać – tak jak fundusze w Bankowym Funduszu Gwarancyjnym – ulokowana w bezpiecznych instrumentach i być traktowana jako awaryjna.

Szkopuł w tym, że u nas nie było kryzysu bankowego, więc po co dodatkowo obciążać ten sektor daninami. On jest ciągle niedorozwinięty pod względem udziału w całej gospodarce (tworzenia dochodu narodowego). Może lepiej byłoby, gdyby zyskał na konkurencyjności, kiedy inne kraje obłożą swoje banki podatkiem od aktywów?

Komentarze
Co martwi ministra finansów?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Zamrożone decyzje
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów