Wczoraj Ben Bernanke potwierdził to, co mówiła spora grupa analityków. Piątkowy raport z rynku pracy nie ma takiej mocy, by wpłynąć na politykę pieniężną, która nadal pozostaje akomodatywna. Podobno był to jeden z powodów, które spowodowały, że wczoraj amerykańskie indeksy zyskiwały  na wartości. Cóż, jeśli ktoś podejmuje się szukania powodów zmiany indeksu przemysłowego Dow Jones o 0,2 proc. to proszę bardzo. Można to tak tłumaczyć. Gdyby indeksy spadły, pewnie mielibyśmy „reakcję na sceptyczną wypowiedź szefa Fed dotyczącą dobrego przecież raportu". Raport jest może i dobry, ale to tylko jeden raport. By miało to mieć jakieś znaczenie, potrzeba jest ich cała seria. I to lepszych niż ten piątkowy. Zresztą sam Bernanke stwierdził wczoraj, że ten dane faktycznie aż takie dobre nie są. Wskazywał na niską wartość stopy bezrobocia i przytaczał znany już nam argument, że spadek stopy bezrobocia to także efekt rezygnacji kolejnych Amerykanów z poszukiwania pracy. Trudno taką tendencję uznać za pozytywną. Z pewnością nie ma się z czego cieszyć.

Roztrząsanie wystąpienia Bena Bernanke to świetny przykład na to, że faktycznie nie ma o czym pisać w kontekście wczorajszej regularnej sesji. Dzień był nudny. Ciekawej było na rynku walutowym, gdzie na wartości zyskało euro, bo Grecy dogadują się z trojką. Mnie dziwi, że to jeszcze  jest w stanie szarpać rynkiem tak mocno. Jak widać po zmianach na rynkach akcji, wpływ tych informacji jest już znacznie mniejszy.

Z innych informacji warto wspomnieć o posesyjnej publikacji wyników Disneya. Spółka w IV kw. 2011 roku zarobiła 1m46 mld dolarów, czyli 80c na akcję. W ubiegłym roku było to 1,3 mld dolarów i 68c na akcję. Przychód wzrósł o 1 proc. do 10,78 mld dolarów. W przypadku zysków osiągnięcie spółki okazało się lepsze od prognoz, ale rynek negatywnie zareagował na wielkość przychodów, gdyż spodziewano się, że wyniosły one 11,2 mld dolarów.

Dla nas znaczenie będzie miała sama świadomość braku spadku cen w USA, co może sprawić, że zaczniemy notowania od niewielkiego wzrostu. Problemem jest ostatnie niezdecydowanie rynku. Z jednej strony opór, a z drugiej możliwość pogłębienia spadku. Już dwa dni nie jesteśmy w stanie się zdecydować. Pula kasy na stole rośnie, co potwierdza rosnąca LOP, ale jeszcze nikt nie powiedział „sprawdzam". Dzisiejszy dzień niewiele się różni od poprzednich – nie ma w planie żądnych publikacji, które miałby wspomóc w podjęciu decyzji. Rada Polityki Pieniężnej opublikuje komunikat, nie nikt nie oczekuje, że stopy procentowe się zmienią.