Indeks spadł w maju o ok. 10 proc. Jak sugeruje jeden z serwisów powołując się na wypowiedzi analityków rynek czeka jeszcze przecena o kolejne 15 proc. Tym samym zejście pod 2000 pkt. wydaje się pewnikiem. Pojawiają się prognozy spadku do 1700-1750 pkt. Ten poziom nie wziął się znikąd. To dołek z 13 lipca 2009 roku. Tak, osiągnięcie tego poziomu wydaje się w najbliższych miesiącach realne. Czy będzie to miało miejsce w ciągu najbliższych tygodni? Tego już nie jestem taki pewien.
Poprzedni tydzień zakończony został wyznaczeniem nowego minimum trendu oraz optymistyczną końcówką notowań. Ten końcowy optymizm przerodził się w wykreślenie małej korekty wzrostowej w trakcie kończącego się właśnie tygodnia. Zwyżka została wyhamowana już we wtorek, po czym przypomniała o sobie podaż. W czwartek pojawiły się nowe minima trendu i ponownie ujawnił się popyt. Tak w rozpoczynający korektę piątek, jak i w ostatni czwartek, obrót na rynku był znacząco większy od tego, co notowaliśmy w innych dniach w ostatnim czasie. Właśnie te dni zwiększonej aktywności kończyły się relatywnie nieźle. Moim zdaniem można to odebrać jako przejaw zwiększonego zainteresowania zakupami na obecnych poziomach cen.
Czy to zwiększone zainteresowanie zakupami oznacza, że spadek cen już wyznaczył swoje minimum? Biorąc pod uwagę to, że oczekuję spadku do dołka z lipca 2009 roku, mowa o zakończeniu przeceny raczej jest przedwczesna. Warto jednak rozważyć możliwość pojawienia się nieco większej korekty wzrostowej. Znacznie większej od tej, którą mieliśmy okazję obserwować w tym tygodniu.
Jak duża mogłaby być taka korekta? Zastanawiałem się nad możliwością wzrostu do konsolidacji z lipca ubiegłego roku. W obecnych warunkach oczekiwanie na taką zwyżkę wydaje się być zdecydowanie optymistycznym scenariuszem. Tu warunkiem byłoby zwiększone zainteresowanie polskimi spółkami ze strony inwestorów zagranicznych. Od wielu miesięcy takiego zainteresowania nie widać. Ze dwa miesiące temu się go spodziewałem, ale to był błąd. Pojawienie się raportów sugerujących, że Polska jest potencjalnym tygrysem w Europie niewiele tu zmieni. Dowodem na to jest wygląd naszego indeksu WIG20 na tle choćby indeksu niemieckiej giełdy. Różnica jest kolosalna. Gdy nasz WIG20 zbliżał się do okolic szczytu z końca sierpnia ubiegłego roku, DAX bił rekordy zwyżki i zbliżał się do poziomów z lipca 2011 roku, czyli tuż sprzed załamania sierpniowego. Teraz nasz indeks zalicza nowe minima trendu spadkowego, jaki został rozpoczęty w kwietniu 2011 roku, a DAX dopiero osiągnął połowę zakresu wzrostu rozpoczętego w końcówce ubiegłego roku. O zakresie wzrostu od wrześniowego dołka nawet nie wspominam. Jak już pisałem w piątkowym komentarzu porannym, WIG20 nie wskazuje na to, by polska gospodarka w najbliższych miesiącach miała przed sobą szczególnie korzystny okres. Mniejsze zainteresowanie inwestorów zagranicznych polskim rynkiem akcji pokazuje, że na okres zdecydowanych zwyżek trzeba będzie jednak poczekać dłużej. Szansa na to, że będzie to już wkrótce jest mała, a uwarunkowana jest pokonaniem przez indeks poziomu 2350 pkt.
Tymczasem właśnie okolica wartości 2350 pkt. jawi się jako ta, która jest najbardziej realna do osiągnięcia przez kupujących (Wykres_1). Na załączonym wykresie widać, że właśnie tuż pod nią zbiegają się dwie linie. Pierwszą jest spadkowa linia oparta o najważniejszej lokalne szczyty ostatnich miesięcy, a drugą jest linia wzrostowa oparta o dołki ostatnich miesięcy. Linia wzrostowa została ostatnio pokonana. Ewentualna większa korekta wzrostowa na naszym rynku mogłaby być ruchem powrotnym do tej przełamanej linii.