Lou Jiwei, chiński minister gospodarki, wprawił inwestorów w konsternację mówiąc, że gospodarka Chin urośnie w tym roku o 7 proc. Ledwie cztery miesiące temu władze ChRL ustaliły bowiem docelowe tempo wzrostu na poziomie 7,5 proc. Nagła rewizja w dół wywołała już falę domysłów. Czy znaczy ona, że chiński wzrost gospodarczy będzie w tym roku niższy niż 7 proc. tak jak sugerują niektórzy ekonomiści? Czy druga pod względem wielkości gospodarka świata dostała zadyszki? Dane o eksporcie, wskaźniki PMI i wiele innych sygnałów stanowią twierdzącą odpowiedź na drugie pytanie.

Czytaj i komentuj na blogu

Odpowiedzi na pierwsze trudno obecnie udzielić – choćby ze względu na mało przejrzystą dla „białych, zamorskich diabłów" politykę gospodarczą władz ChRL i sytuację w tamtejszym systemie finansowym. W ostatnich tygodniach można było dużo się naczytać o olbrzymiej chińskiej bankowej szarej strefie i zagrożeniach jakie może ona stanowić dla gospodarki. Spowolnienie gospodarcze sprawia, że te zagrożenia stają się coraz bardziej realne. Ale czy to oznacza krach w ChRL?

Nie. System finansowy ChRL jest kontrolowany przez państwo. Panika na skalę polehmanowską nie jest tam możliwa. Państwo posiada też tyle narzędzi stymulowania gospodarki, że nawet Draghiemu i Bernanke się nie śniło. Wreszcie Chiny to gospodarka mająca wciąż ogromny potencjał rozwoju – państwo w którym co prawda wciąż są duże obszary biedy, ale w którym jednocześnie szybko rośnie klasa średnia. Mimo zawirowań w krótkim i średnim terminie, wciąż będą więc inwestorzy wiążący z chińskim rynkiem wielkie nadzieje w długim terminie. Nie martwmy się więc przesadnie o Państwo Środka.