Cykle giełdowe nie różnią się niczym od cykli gospodarczych, w tym od popularnego tzw. cyklu świńskiego, od którego nauki zaczynają się każde studia ekonomiczne. Co kilka lat na parkiecie mamy na przemian szczyt hossy albo dołek bessy. Wytrawni gracze, którzy mają już za sobą kilka takich „okrążeń" wiedzą, że najlepsze inwestycje przynosi kupowanie akcji gdy wszyscy je sprzedają. „Kupuj, gdy na giełdzie leje się krew", mówi stare giełdowe porzekadło. Inne podpowiada, żeby sprzedawać papiery gdy o giełdzie zaczyna się mówić u fryzjera, w sklepie czy u cioci na imieninach.
Dlaczego? Bo to oznacza, że za inwestowanie w akcje zabierają się osoby, które nie mają o tym bladego pojęcia. Ulegają złudnym mirażom reklam, z których mogą dowiedzieć się, że zarabiać na parkiecie może każdy. Wystarczy, że kupi dowolne akcje. Przecież nie może na nich stracić bo kursy będą rosły w nieskończoność. Jeśli ktoś nie ma rachunku maklerskiego wystarczy, że wpłaci pieniądze do funduszy inwestycyjnych. Pracują w nich specjaliści, którzy wiedzą, jak zarabiać na giełdzie. Zyski są murowane. Ryzyko straty nie istnieje.
Trudno nie odnieść wrażenia, że właśnie wchodzimy w okres gdy inwestycjami na GPW zaczynają się interesować coraz szersze rzesze społeczeństwa. Rosnące wpłaty do TFI nie pozostawiają wątpliwości, że Polacy znowu próbują pomnożyć swoje majątki na parkiecie. Zachęca ich do tego coraz więcej reklam w mediach. Do przenoszenia oszczędności na parkiet nakłaniają skrajnie niskie stopy procentowe. Kilkuprocentowe zyski, możliwe do wypracowania w bankach, nikogo nie zadowalają. Co to znaczy 3 proc. zysku, w skali rocznej, jeśli na giełdzie tyle można zarobić w jeden dzień. Chciwość to motor napędowy hossy. „Chciwość jest dobra" – mówił Gordon Gekko, bohater kultowego filmu „Wall Street". Wiedział co mówi. Na pewno zacierałby teraz ręce obserwując, jak ludzie wyciągają ostatnie zaskórniaki i kupują za nie akcje. Od kogo? – Właśnie od takich ludzi jak on.
Specjaliści doskonale wiedzą, że wyceny spółek nie mogą rosnąć w nieskończoność. Każdy balon musi w końcu pęknąć. Kursy lecą wtedy na łeb, na szyję. Oszczędności topnieją. Nikt już nie mówi o zarabianiu. Każdy próbuje ratować co się tylko da. Nikt już nie chce kupować akcji.
Na pewno nikt? Wtedy akcje kupują zawodowcy. Całe firmy zmieniają wówczas właściciela za ułamek wartości sprzed kilku miesięcy. Zostaną sprzedane gdy ich wyceny w kolejnej hossie będą wielokrotnie wyższe. Cykl się powtarza...