Z pewnością wielu inwestorów liczyło, że skoro nie udało się w poniedziałek dotrzeć do szczytu, to we wtorek byki podejmą kolejną próbę. I taki atak faktycznie nastąpił, ale okazał się dość niemrawy, trwał krótko i ostatecznie zakończył się niepowodzeniem.

WIG20 w efekcie tylko w pierwszej połowie giełdowego dnia był nad kreską. Wzrost rzędu 0,3 proc. może nie był oszałamiający, ale dawał nadzieję, że jest to tylko preludium do dużo większych zwyżek w drugiej części notowań, szczególnie po wejściu do gry inwestorów ze Stanów Zjednoczonych. Za kontynuacją zwyżek u nas przekonywać mógł też wzrost indeksów na największych europejskich parkietach.

Optymistyczny scenariusz się jednak nie ziścił. Mniej więcej od godz. 13 do głosu na naszym rynku doszedł obóz niedźwiedzi i – jak się później okazało– zdobytej przewagi nie oddał już do końca dnia. W ostatniej godzinie handlu przecena zaś nawet nabrała rozpędu. Nasz rynek nie baczył na to, że Amerykanie zaczęli dzień od niewielkich plusów. Stało się więc jasne, że zamiast ataku na szczyt z 2017 r. trzeba się pogodzić z realizacją zysków. Ostatecznie WIG20 stracił 0,8 proc.

Warto zwrócić uwagę, że równie słabo we wtorek zachowywał się rynek węgierski czy turecki. Przecenę na GPW można więc łączyć z ogólną niechęcią do rynków rozwijających się.

Nie zmienia to faktu, że nawet biorąc pod uwagę wtorkową przecenę, ten rok na GPW na razie jest naprawdę udany. WIG20 zyskał już ponad 2,5 proc., a co ważne, towarzyszą temu spore obroty na parkiecie. We wtorek znowu oscylowały w granicach 1 mld zł. Potwierdzać to może, że ruchy na GPW nie są dziełem przypadku. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że zostanie to właściwie wykorzystane. ¶