Kiedy rozmawialiśmy w kwietniu mówiłeś, że cena złota w ciągu kilku lat może dojść do 5 - 6 tys. USD za uncję. Wtedy wydawało się to bardzo optymistyczną prognozą, ale teraz jesteśmy przy 4 tys. USD i te 5 - 6 tys. USD faktycznie staje się realne. Gdzie jest sufit dla złota?
Przyznam szczerze, że sam jestem zaskoczony dynamiką wzrostów, jaką mamy na rynku metali szlachetnych. Trzeba jednak też zwrócić uwagę, że w tym roku rynek miał już różne fazy. Za sprawą Donalda Trumpa mieliśmy chociażby bardzo burzliwy marzec i kwiecień. Potem rynek przeszedł w konsolidację i dopiero w sierpniu wzrosty wyraźnie przyspieszyły. Można było oczekiwać, że cena dojdzie do 3,5 - 3,7 tys. USD. Teraz z kolei 4 tys. USD jest na wyciągnięcie ręki. Te 5 tys. USD, o którym wspomniałeś na początku wydaje się być jak najbardziej do osiągnięcia jeśli nie w tym, to w przyszłym roku. Ja porównywałem złoto do takich metali, jak nikiel czy też miedź, które w kilka lat potrafiły zanotować wzrost o 100 proc. Złoto tylko od początku roku urosło o 50 proc. Teraz z procentowymi wzrostami będzie już nieco trudniej, ale nominalnie nadal będzie to wyglądać bardzo mocno. Trzeba jednak też pamiętać, że inwestowanie w złoto to inwestowanie, a nie spekulacja. Trzeba się więc nastawiać na długi termin, nawet 10-letni. Złoto też nie powinno stanowić większości naszego portfela, a jedynie jego część. Ono minimalizuje w długim terminie zmienność naszego portfela i sprawia, że czujemy się bezpieczniej.
Tylko dzisiaj ruch złota to fundamenty czy jednak już efekt rynkowej gorączki?
Myślę, że ten ruch wzrostowy ma uzasadnienie fundamentalne, ale te fundamenty też nie są tak mocne, jak to było w poprzednich dwóch – trzech latach. Zakupy banków centralnych teraz spowolniły. Mówiono, że w I półroczu mogą one wynieść 500 ton, a było to około 400 ton. Z drugiej jednak strony mamy znaczne przyspieszenie popytu inwestycyjnego. Widać też popyt ze strony ETF-ów. Patrząc jednak całościowo popyt na razie jest najwyższy w historii, więc z tego punktu widzenia wzrosty wydają się być uzasadnione. Dodatkowo Fed obniża stopy procentowe. Dużo dzieje się też w geopolityce. Złoto jest właśnie tym aktywem, które ubezpiecza nas na to, co dzieje się dookoła.
Złoto traktowane jest jako bezpieczna przystań. Tylko popatrzmy, co się dzieje na Wall Street, tam mamy kolejne rekordy. Nawet nieco mocniejszy dolar w ostatnim czasie nie stanowi problemu dla złota.
To prawda. Mamy zupełnie inny rodzaj korelacji w stosunku do tego, co obserwowaliśmy w przeszłości. Moim zdaniem złoto notuje też coraz wyższe poziomy dlatego, że inwestorzy szykują się na coś, co dzisiaj trudno jest przewidzieć, a może wystąpić w przyszłości. Wyceny na Wall Street są szalone. W przypadku firm AI coraz bardziej zasadne wydaje się pytanie, czy to nie jest już bańka. Pytanie, czy wielkie inwestycje w AI, które są teraz ogłaszane faktycznie będą miały aż tak duży wpływ na wyniki? Jest też wspomniany wątek geopolityczny. Europa zbroi się teraz na potęgę. Jeśli ktoś więc szuka bezpieczeństwa, to złoto jest właśnie opcją dla niego.
Dużo oczywiście mówi się o złocie, ale jeszcze mocniej prezentuje się srebro, które od początku roku zyskało na wartości około 65 proc. Tutaj też zbliżamy się do okrągłego poziomu 50 USD za uncję i też to wydaje się być jedynie kwestią czasu.
Też mi się tak wydaje, przy czym trzeba pamiętać, że w tym przypadku jeszcze nie mamy do czynienia z historycznymi szczytami. Warto jednak podkreślić, że bez wzrostów na złocie nie byłoby także wzrostów srebra. Na rynku srebra mamy jednak też siedem lat deficytu i nie bardzo są perspektywy, aby się to zmieniło. Można doszukiwać się pewnego zagrożenia z Chin i sektora fotowoltaicznego, który też się bardzo nasycił. Jeśli jednak wierzyć prognozom to rynek paneli fotowoltaicznych nadal ma potencjał wzrostu na świecie, a to będzie też wsparciem dla srebra. Dopóki więc złoto będzie zyskiwać i będzie na wysokich poziomach, to stopa zwrotu ze srebra powinna być wyższa niż w przypadku złota.