Zbyt duże ryzyko łatwą drogą do bankructwa

Odpowiednie zarządzanie wielkością pozycji nie tylko minimalizuje straty, ale też oszczędza nerwów i daje poczucie większej kontroli nad rynkiem.

Publikacja: 06.05.2016 06:22

Zbyt duże ryzyko łatwą drogą do bankructwa

Foto: GG Parkiet

Tydzień temu zaprezentowaliśmy dziesięć metod zarządzania wielkością pozycji

. Pokazaliśmy, w jaki sposób można dobierać kapitał do pojedynczej transakcji, by mniej lub bardziej kontrolować ryzyko swojego portfela. I choć w inwestowaniu jest to sprawa fundamentalna, to i tak wielu inwestorów ją bagatelizuje. Tak jakby nie zdawali sobie sprawy, że stawianie wszystkiego na jedną kartę to igranie z ogniem.  Dziś spróbujemy pokazać, dlaczego warto włączyć do swojego inwestycyjnego warsztatu modele zarządzania wielkością pozycji. Być może uda nam się przekonać część czytelników, że proste kalkulacje matematyczne wystarczą, by uchronić się przed bankructwem.

O krok od bankructwa

– Fundamentalną sprawą w inwestowaniu jest zarządzanie wielkością pozycji, czyli to, jak duże transakcje zawieramy, i odpowiednia kontrola ryzyka. Niektórzy twierdzą, że ich nie rusza strata w wysokości 30 proc. A przecież wystarczą trzy takie transakcje z rzędu i jesteśmy prawie bankrutami – tłumaczył rok temu w wywiadzie dla „Parkietu" Tomasz Filipiak, prywatny inwestor stosujący zautomatyzowane strategie tradingowe. Myśląc o zarządzaniu wielkością pozycji, warto właśnie przyjmować najgorszy scenariusz.

Załóżmy przykładowo, że zaliczamy serię czterech stratnych transakcji z rzędu (całkiem często spotykany scenariusz). Wykres powyżej pokazuje, jak w zależności od podejmowanego ryzyka (procent kapitału przeznaczany na jedną transakcję) będzie wyglądał nasz budżet i jak dużego zysku będziemy wówczas potrzebować, by wyjść na zero. Przy ryzyku 30 proc. po serii takich strat będziemy biedniejsi o 76 proc. By odrobić taką stratę, trzeba zarobić aż 300 proc., co z pewnością nie jest łatwym zadaniem. Warto jednak zwrócić uwagę, że nawet przy 10-proc. ryzyku obsunięcie kapitału sięgnie 34 proc., a zysk potrzebny do odrobienie strat wyniesie 50 proc. To pokazuje, że podejmowanie nadmiernego ryzyka w obliczu krótkiej serii strat może nas skazać na długie i mozolne odkuwanie się. Niewykluczone, że w międzyczasie pojawi się pokusa, by zaryzykować więcej i odrobić stratę szybciej (większy lewar albo gra „all in"), ale wtedy możemy wpaść w błędne koło i jedyną zadowoloną stroną będzie broker.

Jednocześnie warto zwrócić uwagę, że przy mniejszym ryzyku, na przykład 2 proc., skala obsunięcia wynosi tylko 8 proc. Taką zniżkę odrobimy po zysku 8,6 proc. Jeszcze bardziej ostrożna gra – 1 proc. lub 0,5 proc. – uszczupli nasz kapitał odpowiednio o 4 proc. i 2 proc. Takie straty powinny być akceptowalne nawet dla osób z dużą awersją do ryzyka.

Za duża ostrożność?

W głowach czytelników rodzi się zapewne pytanie, czy przy tak wstrzemięźliwej grze możliwe są w ogóle zyski. Są możliwe. Zarządzanie kapitałem nie jest oczywiście jedynym determinantem zyskowności, ale wymaga też innych składowych systemu. Jeśli więc nasze zasady wejścia i wyjścia z rynku dają nam taką kombinację trafności i relacji zysku do ryzyka, że generujemy statystyczną przewagę, to te możliwości są spore, tylko wymagają czasu. Niech dowodem na to będzie fragment książki Larry'ego Williamsa „Sekrety tradingu krótkoterminowego".

„W 2007 r. otworzyłem rachunek inwestycyjny z kapitałem 100 000 dolarów. Po trzech latach miał on wartość 1,2 mln dolarów. Ten wynik osiągnąłem, ryzykując 2 proc. kapitału na pojedynczej transakcji. Czasem grałem 3 proc., ale muszę przyznać, że te transakcje w znacznej mierze okazywały się stratne. Oczywiście zdarzały się serie strat i zysków. Żadna sytuacja, której doświadczyłem, nie stanowiła jednak większego zagrożenia dla mojej przyszłości na rynku".

Warto dodać, o czym nie wspominaliśmy w poprzednim artykule, że zarządzanie wielkością pozycji nie ogranicza się tylko do określenia kapitału, jaki możemy przeznaczyć na zakup danego instrumentu. Samo wejście na rynek można podzielić, tzn. nie wchodzić od razu całą przeznaczaną na transakcję kwotą, ale zrobić to etapami. – Załóżmy, że chcemy otworzyć pozycję o wielkości pół lota. Nie wchodzimy jednak od razu w całą pozycję, ale otwieramy ją partiami, wraz z korzystną zmianą kursu – 0,1 oraz 0,2 i 0,2 lota. Gdy pozycja zaczyna zarabiać, zamykamy z zyskiem 0,1 lota, 0,2 przesuwamy na zero (break even), a pozostałe 0,2 lota zostawiamy z pierwotnym stop lossem. Dzięki temu w najgorszym przypadku na 0,1 lota zarobimy, 0,2 zamkniemy bez zysku, a stratę poniesiemy tylko na trzeciej części. Z kolei w przypadku gdy rynek pójdzie we właściwym kierunku, zarobimy na 0,4 lota – tłumaczył we wspomnianym wywiadzie Filipiak.

Zanim zaczniemy grać, warto przeprowadzić podobne symulacje i sprawdzić, jak będą działały w praktyce. W dobie dzisiejszych technologii wszystkie te czynności można zautomatyzować, a szeroki wachlarz zleceń umożliwia stosowanie różnych wariantów. Stosując bezpieczne metody zarządzania wielkością pozycji, nie tylko zminimalizujemy ryzyko bankructwa i zmniejszymy obsunięcia kapitału, ale też oszczędzimy sobie niepotrzebnych nerwów i będziemy mieć większe poczucie kontroli nad rynkiem.

[email protected]

Dobór wielkości pozycji determinuje stopień ryzyka

Sebastian Trojanowski, zarządzający portfelami, TMS Brokers

Znaczenie wielkości pozycji bywa często lekceważone przez inwestorów, szczególnie gdy idzie to w parze z silnym przekonaniem o świetlanej przyszłości danego waloru. Tymczasem dobór wielkości pozycji wprost determinuje stopień ryzyka danej transakcji i jest najbardziej naturalnym sposobem ograniczania ryzyka inwestycyjnego całego portfela. W budowie portfela inwestycyjnego zakłada się wręcz maksymalny poziom udziału jednej pozycji w portfelu, aby zapewnić pożądany stopień jego dywersyfikacji i ograniczyć negatywny wpływ nawet skrajnie nieudanej inwestycji. Zajmowanie zbyt dużych pozycji prowadzi do nadmiernej koncentracji portfela, co w przypadku dodatniego skorelowania pozycji się w nim znajdujących naraża inwestora na znaczne straty, gdy wszystkie walory istotnie stracą na wartości. Optymalizowanie wielkości pozycji zapewnia natomiast m.in. rozproszenie specyficznych typów ryzyka związanych z daną spółką, dywersyfikację sektorową oraz zbliżenie zachowania portfela do zachowania szerokiego rynku, co jest naturalną ceną za jego niższe ryzyko. Dodatkowo warto wspomnieć, że inwestor ma większe pole manewru w zakresie selekcji walorów do portfela, gdyż przy tej samej kwocie może zakupić akcje większej liczby spółek i zwiększyć szansę na „trafienie" w spółki, które np. silnie zaskoczą dobrymi wynikami. PZ

Małe pozycje nie oznaczają małego zysku

Tomasz Wiśniewski, główny analityk Alpari

Odpowiednia wielkość pozycji to zazwyczaj mała pozycja. Wielkość rzędu 2 proc. kapitału na pozycję jest z punktu widzenia profesjonalistów bardzo duża, a z punktu widzenia amatorów wręcz śmieszna. Różnica w percepcji wynika głównie z innych celów (amator chce się szybko wzbogacić), a także z posiadanego kapitału (profesjonalista z reguły zarządza większym kapitałem, przez co zysk rzędu 2 proc. jest dla niego ciągle istotny). Dla początkującego sztywne zarządzanie kapitałem będzie zatem poważną wadą ograniczającą jego zyski. Pozornie, bo tak naprawdę kosztem mniejszych zysków zyskuje potencjalnie znacznie więcej i jest to tak naprawdę bardzo mała cena, jaką należy zapłacić. Krzywa kapitału nie jest tak agresywna i pionowa, jak każdy by chciał, ale jednocześnie ryzyko wyzerowania rachunku diametralnie spada. Co nam to daje? Więcej czasu na naukę, dostosowanie i ulepszanie swojego systemu. Jeżeli cały nasz kapitał stracimy podczas pięciu nierozsądnych wejść, to niczego się nie nauczymy. Jeżeli ten sam kapitał starczy nam na 60 wejść, będziemy mogli ten czas odpowiednio wykorzystać i popracować zarówno nad swoją psychiką, jak i systemem. I tutaj pojawia się nam kolejny plus: psychika. Tracąc na pozycję 2 proc., nasza psychika dotknięta jest tylko delikatnie. Łatwo pogodzić się z taką stratą i wyciągnąć z niej lekcję, aby być lepszym. Ze straty 20 proc. bardzo ciężko się pozbierać. PZ

Inwestycje
Tomasz Bursa, OPTI TFI: WIG ma szanse na rekord, nawet na 100 tys. pkt.
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Inwestycje
Emil Łobodziński, BM PKO BP: Nasz rynek pozostaje atrakcyjny, ale...
Inwestycje
GPW i rajd św. Mikołaja. Czy to może się udać?
Inwestycje
Co dalej z WIG20? Czy zbliża się moment korekty spadkowej?
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Inwestycje
Ropa naftowa szuka pretekstu do ruchu w górę
Inwestycje
O tym huczy cała Wall Street. Jak Saylor zahipnotyzował inwestorów?