Czy pana zdaniem trwająca na GPW słabość to tylko korekta hossy, czy zmiana głównego trendu?
I jedno i drugie. Wyobrażam sobie rok 2018 jako przejściowy okres dystrybucji akcji między hossą 2017 r., a bessą 2019 r. Myślę, że owa dystrybucja przyjmie formę trendu bocznego na wysokich poziomach. W jego ramach będą zdarzać się wyprzedaże, jak ta z początku roku, co będzie okazją do krótkoterminowych zakupów. Na ten moment mamy pozytywne sygnały ze strony sentymentu krajowych inwestorów indywidualnych. Jego indeks spadł o ponad 40 pkt proc. w porównaniu do poziomów ze stycznia i znalazł się na jednym z trzech najniższych poziomów w historii. To gwarantuje odbicie w perspektywie 8-9 tygodni, a potem znów trend boczny.
Obserwowana słabość rynków akcji to efekt coraz bardziej jastrzębich poczynań i sygnałów zarówno ze strony Fedu, jak i EBC?
Tak sobie to wyobrażam. W uproszczeniu można powiedzieć, że hossa na Wall Street zaczęła się w marcu 2009 r., a więc cztery miesięcy po tym, jak Fed rozpoczął druk pieniądza w ramach QE. We wrześniu ubiegłego roku Fed zaczął się z tej polityki wycofywać. Jeśli do września do damy cztery miesiące, to otrzymujemy styczeń 2018 r., w więc moment, gdy rynki dostają zadyszki. Jest jeszcze druga analogia dotycząca Japonii. Tam druk zaczął się w 2001 r., a na początku 2006 r. rozpoczęła się redukcja sumy bilansowej w dość samurajskim, gwałtownym stylu. Kilka miesięcy później na rynkach doszło do silnej korekty, podczas której WIG20 stracił około 25 proc. Później, do lipca 2007 r. na rynkach mieliśmy wtórne zwyżki, a potem przyszła właściwa bessa, będąca realnym skutkiem zakręcenia kurka z pieniędzmi.