Polska branża kryptowalut nie ma łatwo. Absurdalne rozwiązania podatkowe, wypowiadanie umów przez banki firmom prowadzącym działalność w obszarze cyfrowych walut, wpisywanie giełd na listy ostrzeżeń Komisji Nadzoru Finansowego, opłacanie youtuberów, by zniechęcali do kupowania kryptowalut, zabicie w zarodku projektu „polskiego bitcoina" czy chociażby dymisja minister Anny Streżyńskiej. To tylko część działań wymierzonych bezpośrednio w tę branżę. Gdybym był jej przedstawicielem, to chyba czułbym co najmniej lekkie zniechęcenie.
W miniony weekend, podczas Polskiego Kongresu Bitcoin, miałem okazję posłuchać osób związanych z tym rynkiem i ku mojemu zaskoczeniu nie było tam atmosfery stypy, ale raczej podejście bliższe „always look on the bright side of life". Jaki obraz polskiej branży wyłania się z przeprowadzonych prelekcji i jak rysuje się przyszłość?
Kłopoty z prawem
Sporo prelekcji podczas kongresu poświęconych było kwestiom prawnym. Nic w tym dziwnego. Temida wciąż ma problem z tym, czym w ogóle bitcoin jest. – Poruszamy się tutaj na terenie zupełnie dziewiczym, surowym. Ustawodawca musi zadać sobie dość dużo podstawowych pytań związanych z regulacją. Pytanie numer jeden – co to jest waluta cyfrowa? – mówił Konrad Zacharzewski, kierownik Katedry Prawa Handlowego na Wydziale Prawa i Administracji UMK w Toruniu. W kontekście rynków finansowych ciekawe było zawrócenie uwagi, że rozproszenie bazy danych, a przez to brak możliwości wskazania jednego administratora, a w przypadku kryptowalut jednego wystawcy czy emitenta, jest jednym z głównych problemów przy prawnym kwalifikowaniu cyfrowych walut i tworzeniu ustaw. Szkopuł w tym, że te problemy nie są przez naszych ustawodawców traktowane jak wyzwania, ale bardziej jak kula u nogi. Zacharzewski sugerował, że jest to wynik braku edukacji i nikłych chęci na podjęcie współpracy ze środowiskami kryptowalut. A przecież dopóki właściwych regulacji nie będzie, to będą się pojawiać takie absurdy jak podatek PCC czy brak możliwości wykazania kosztów na podstawie wyciągów z giełd.
Trzeba pamiętać, że mamy do czynienia z czymś zupełnie nowym, szybko się zmieniającym i nie wiem, czy dobrym wyjściem jest próba dopasowania tego do panujących norm, czy jednak powinno się stworzyć normy zupełnie nowe. Jeśli więc KNF i NBP nie zabiją tego rynku całkowicie, to przyszłość od strony prawnej jawi się w barwach regulacyjnych. Co istotne – przedstawiciele branży wcale się regulacji nie obawiają. Wręcz przeciwnie – chcą klarowności i jasnych reguł gry. W opinii Jacka Czarneckiego, prawnika specjalizującego się w tematyce blockchain, najwięcej regulacji będzie dotyczyć zagadnień finansowych – ochrony konsumenta i inwestora, transparentności obrotu, zwalczania nadużyć i przede wszystkim stabilności finansowej.
Dwa scenariusze
Podczas kongresu potwierdziła się niepokojąca informacja – największa polska giełda kryptowalut BitBay przenosi się na Maltę. Pytanie – czy to będzie wyjątek czy reguła? Prof. Krzysztof Piech, szef Polskiego Akceleratora Technologii Blockchain, nakreślił podczas swojego wykładu dwa scenariusze. Zacznijmy od pesymistycznego. W tej wizji spółki ery blockchain na miarę Facebooka czy Google'a będą pochodzić z USA, Estonii i Czech, główne centra technologiczne będą w Berlinie, Kijowie i Wilnie. Polska będzie na tej mapie, zgodnie zresztą z tradycją, podwykonawcą. Polacy będą wykonywać zlecenia dla zagranicznych startupów lub rządów, a jeśli już polskie firmy będą się na tym polu wyróżniać, to prawdopodobnie dlatego, że będą pod jurysdykcją innych krajów i tam będą płacić podatki. Zamiast systemu zachęt nasi regulatorzy i władze stworzą system dokręcania śruby podatkami i formalnymi wymogami, co skutecznie skrępuje innowacyjność i przedsiębiorczość wśród osób zaangażowanych w rozwiązania z zakresu rozproszonych rejestrów. Mówiąc więc krótko – w scenariuszu pesymistycznym, w obawie przed nowym i twórczą destrukcją, nie wsiądziemy do pociągu technologicznej rewolucji, tylko zostaniemy na stacji.