[b]Czy pamięta Pan początki giełdowej przygody Torfarmu?[/b]
Oczywiście, to było w 2004 roku, choć przygotowania rozpoczęliśmy rok wcześniej. Pomysł wyszedł od obecnego prezesa Piotra Sucharskiego. Było kilka powodów. Chcieliśmy wzmocnić się finansowo, ale bardziej zależało nam na tym, by pokazać, że na rynku dystrybucji leków, na którym „rządziły” wówczas cztery firmy: PGF, Farmacol, Prosper i Orfe, można jeszcze sporo zrobić.
Wtedy jeszcze wróżono nam wchłonięcie w ramach porządkowania rynku przez jedną z firm „wielkiej czwórki”. Często porównuję to nasze wejście na giełdę z wejściem Polski do Unii Europejskiej. Nie wiedzieliśmy, jak będzie wyglądać praktyka i wszystkiego musieliśmy się uczyć, ale jak już weszliśmy, to widzimy same korzyści, przynajmniej ja je widzę.
[b]Czy Pana trzeba było przekonywać do debiutu spółki na GPW?[/b]
Niespecjalnie. Emisja nie była duża, więc nie widziałem ryzyka. A wkrótce okazało się, że status spółki giełdowej bardzo ułatwia nam rozwój. Po pierwsze, firma giełdowa zawsze staje się bardziej wiarygodna w oczach partnerów. Po drugie, zaczęliśmy konsolidować rynek, częściowo finansując transakcje poprzez emisje akcji. Bez giełdy na pewno nie doszlibyśmy do tego etapu, na którym jesteśmy dziś.