Trzecia opcja przewiduje sprzedaż wybranej części sklepów (lub połączenie z inną firmą z branży) i koncentrację na dystrybucyjnej, zdrowej części biznesu.
Do końca czerwca zarząd czeka na konkretne oferty, a ewentualna transakcja ma zostać sfinalizowana do końca roku. – Jeśli chodzi o dystrybucję, nie spodziewam się oferty od Eurocashu, a inni mniejsi krajowi dystrybutorzy raczej nie dysponują takim finansowaniem. Dlatego myślę, że to transakcja raczej dla funduszy – mówi Witold Jesionowski, prezes Bomi. Nie ujawnia, jakiej minimalnej kwoty Bomi oczekuje za dystrybucję. Natomiast Rast jest wyceniany na ponad 80 mln zł.
Zarząd zamierza ostro ściąć koszty, żeby zwiększyć efektywność biznesu. – Pod względem wypływu gotówki grupa jest dziurawa jak durszlak. Szacuję, że „wycieka" z niego około 50 mln zł rocznie. Potencjał do cięcia kosztów jest bardzo duży – mówi Jesionowski. Do poprawy wyników ma się przyczynić m.in. przekazanie sklepów pod zarządzanie ajentom. Na poziomie centrali Bomi chce obciąć koszty o ok. 15 mln zł w skali roku, a w segmencie detalicznym o ok. 10 mln zł. – Naszym celem jest uzyskanie rentowności operacyjnej i dodatniego cash flow w 2013 r. – mówi Jesionowski.
W 2011 r. Bomi miało 86 mln zł skonsolidowanej straty. Zadłużenie odsetkowe na koniec grudnia wynosiło 264 mln zł, w tym 201 mln zł stanowił dług krótkoterminowy. – W tym roku powinniśmy spłacić ok. 50 mln zł zadłużenia. Prowadzimy z bankami rozmowy, żeby zrolować dług i przesunąć spłatę – mówi prezes.