Polski miks energetyczny jest obciążeniem dla eksportu polskiej żywności – wynika z odpowiedzi Ministerstwa Rolnictwa na interpelację Partii Zielonych, ustalił „Parkiet".
Ekolodzy spytali resort, czy istnieją plany znakowania produktów informacjami o tzw. śladzie węglowym. Resort odparł, że dotychczas w Polsce nie prowadzono prac nad ewentualnym oznakowaniem produktów taką informacją. I nie bez przyczyny. Na tle europejskich konkurentów polscy producenci byliby przedstawieni w bardzo złym świetle. – Na obecnym etapie miksu energetycznego w Polsce wprowadzenie powszechnego etykietowania żywności ze względu na ślad węglowy może obniżyć konkurencyjność producentów na rynku wspólnotowym – odpowiedział Jan Białkowski, podsekretarz stanu w resorcie rolnictwa.
Krajowa energetyka bazuje na węglu kamiennym i brunatnym – ponad 75 proc. energii elektrycznej w Polsce produkowane jest z węgla. Produkcja żywności wymaga sporego wkładu energii, zwłaszcza na przetwarzanie, transport i przechowywanie w chłodniach, więc przetwarzanie nawet w nowoczesnych zakładach związane jest z emisją gazów cieplarnianych. Zdaniem resortu wprowadzenie śladu węglowego wymaga oceny ciągu technologicznego poszczególnych produktów spożywczych. Wtedy bardziej konkurencyjna będzie żywność produkowana w innych krajach UE, które w większym stopniu wykorzystują źródła bezemisyjne. Dla porównania Niemcy produkują ponad 40 GW z paneli słonecznych, gdy Polska jedynie 1,7 GW.
Na zmianę ustawy o OZE naciskają Lasy Państwowe, które w czasach pandemii notują spadek zamówień z budownictwa i meblarstwa, więc chcą więcej drewna sprzedawać na cele energetyczne. W UE trwa też dyskusja o ewentualnym śladzie wodnym – pomiarze ilości wody zużytej do wytworzenia jednostki energii. Tu najgorzej wypadają biopaliwa i drewno, najlepiej – energia słoneczna, wiatrowa i geotermalna. api