W ostatnich tygodniach rośnie rentowność amerykańskich obligacji skarbowych. 10-latki czy 30-latki są już powyżej 4 proc. Z czego to wynika?
Przewidywałem, że zakres wahań będzie między 3 a 4 pkt proc. Jesteśmy lekko powyżej 4 pkt proc., a ten ruch dokonał się na początku lipca, kiedy pokazano lepsze dane z gospodarki. Inwestorzy włożyli recesję do szuflady, a jeszcze niedawno o niej mówili. Teraz oczekują, że dane będą lepsze, a Fed będzie podnosił stopy procentowe. W ślad za tym wzrastają rentowności obligacji. Jednak Stany Zjednoczone mają zadłużenie w okolicach 120 proc. PKB. Każdy wzrost zadłużenia powoduje bardzo duży wzrost wydatków na obsługę tego zadłużenia. Nie mogą sobie pozwolić na to, żeby rentowności obligacji rosły w nieskończoność. Myślę, że na obecnym poziomie 4,1–4,2 proc. jesteśmy na górze. Nie spodziewam się, żeby obligacje 10- i 30-letnie pokazywały wyższą wartość.
Gdyby jednak te rentowności przekroczyły ten poziom, to byłby czynnik ryzyka dla Ameryki i rynków finansowych?
Widzieliśmy, co się działo pod koniec września 2022 r., jak były problemy funduszy emerytalnych w Wielkiej Brytanii. Mieliśmy niskie rentowności przez ponad dekadę, świat się zadłużał bezkarnie i mamy tego konsekwencje. Zadłużenie w wielu krajach jest powyżej 100 proc. PKB. Może się okazać, że w federalnym budżecie amerykańskim koszty obsługi długu będą najwyższą pozycją. Tego decydenci by nie chcieli, a mają na to wpływ. Rentowności obligacji pewnie nie będą dalej wzrastały. Inaczej może być niebezpieczna sytuacja. Póki co nic takiego nie przewiduję. Decydenci zrobią wszystko, żeby nie było recesji. Będą też robili wiele, żeby rentowności obligacji nie wzrastały.