Tylko Exbud i Krosno dały zarobić

W losach pierwszych pięciu spółek giełdowych można odnaleźć doświadczenia większości firm notowanych na GPW.

Publikacja: 17.03.2001 10:12

W Tonsilu, Próchniku, Krośnie, Exbudzie i Śląskich Kablach, które zadebiutowały na parkiecie 16 kwietnia 1991 r., mamy do czynienia z wpływami inwestorów krajowych i zagranicznych, działaniami narodowych funduszy inwestycyjnych, a także z doświadczeniem restrukturyzacji i zaglądającym w oczy widmem bankructwa. Podobnie jak cały rynek, spółki te zróżnicowane są również jeśli chodzi o stopę zwrotu.

Na pierwszej sesji można było zyskać na czterech z pięciu notowanych papierach.

Najwięcej dały zarobić akcje Exbudu i Śląskich Kabli. Z ceną niższą niż emisyjna jako jedyne zadebiutowało Krosno.

Nie można jednak powiedzieć, że oferty akcji tych spółek cieszyły się szczególnym powodzeniem, wyjątkiem był Exbud, kojarzony z menedżerem zarządzającym spółką w zachodnim stylu.

W 1991 r. do pierwszej piątki dołączyły jeszcze tylko cztery spółki: Wedel, Swarzędz, Wólczanka i Żywiec.

Nie wszystkie pierwsze giełdowe spółki należały do rodowych sreber polskiej gospodarki, choć z pozoru tak się wydawało. Jednak już przy wejściu na GPW z pięciu spółek, cztery przynosiły zyski, wyjątkiem był Tonsil. 10 lat transformacji sprawiło, że dziś rentowne są dwie. W 2000 r. zyski wypracowały: Śląska Fabryka Kabli i Krosno. Próchnik i Tonsil kolejny już rok poniosły straty, a Exbud zaczął je przynosić po wejściu inwestora strategicznego.Nie najlepsze wyniki sprawiały również, że już na początku ruszyła giełdowa karuzela prezesów. W ciągu pierwszych dwóch lat notowań zmienili się szefowie Próchnika i Krosna. Spółki te od początku giełdowej kariery doświadczały wszystkiego, z czym obecnie mamy do czynienia na większą skalę ze względu na dużą liczbę notowanych firm. Już wtedy dochodziło do prób wrogiego przejęcia. Ofiarą padł Tonsil. Część długów spółki, z myślą zamiany ich na akcje, odkupił od WBK (w 1994 r.) poznański senator Aleksander Gawronik. Spółka broniąc się przed biznesmenem odkupiła jego długi o podobnej wartości. W efekcie awantury notowania Tonsilu były zawieszone na kilku sesjach. Jak najbardziej oczekiwanym był natomiast inwestor w Śląskiej Fabryce Kabli. Spółka ta (w 1993 r.) jako pierwsza na giełdzie pozyskała branżowego partnera z zagranicy. Również dawno, dawno temu pojawiły się sygnały o zamiarze wejścia pierwszej polskiej spółki na giełdy zagraniczne. Przy okazji WZA w 1992 r. Exbud poinformował, że przygotowywana jest oferta akcji z myślą o wprowadzeniu ich na Wall Street. Prozachodnie aspiracje Exbudu było też widać w sposobie wypłaty pierwszej dywideny z zysku za 1991 r. Dywidenda została podzielona na dwie raty: z 10 zł na akcję, 6 zł miało być wypłaconych 20 lipca, druga część 14 grudnia. ? Jest to forma wypłaty kwartalnej przyjęta na Zachodzie. Służy ona utrzymaniu płynności finansowej firmy ? wyjaśniał Witold Zaraska. Z jednej strony były ambitne plany, a z drugiej problemy z policzeniem wyników przez polskie spółki. Na Krośnie inwestorzy mieli okazję ?przetrenować? ogromne rozbieżności między wynikami publikowanymi przez spółkę przed audytem i po. Z 121,6 tys. zł zysku huty szkła za 1992 r. po wizycie rewidenta zrobiło się 10,7 tys. zł strat. W następnym roku z kolei spółka zapomniała doliczyć dywidendę ze spółki zależnej, później był problem z podatkiem dochodowym. W tej spółce po raz pierwszy doszło też do nawiązania współpracy między drobnymi akcjonariuszami. W 1993 r. zawiązali oni klub.Mnogość firm na GPW spowodowała, że giełda nie zapewnia już takiej promocji jak w czasach, gdy notowanych spółek było niewiele. Ale na pocieszenie, dzisiejszym debiutantom można przypomnieć, że nawet wtedy nie należało przesadzać z wiarą w markę i reklamę zapewnianą przez rynek kapitałowy. Gdy Próchnik na początku lat 90. wymyślił slogan reklamowy: ?Po prostu Próchnik? w przekonaniu, że znany jest w całym kraju, handlowcy przed zawarciem kontraktu często upewniali się, czy przypadkiem ł szyje też majtek i prześcieradeł ? można było przeczytać w ?Gazecie Wyborczej?.

[srodtytul]Tonsil[/srodtytul]

W latach 70. i 80. przed sklepem fabrycznym we Wrześni ustawiały się kolejki, sprzedaż odbywała się na podstawie list społecznych. Nic więc dziwnego, że Tonsil został wytypowany jako jedna z pięciu spółek, które jako pierwsze zadebiutują na rozpoczynającej działalność warszawskiej giełdzie. Wówczas nic nie wskazywało, że producent głośników może mieć jakiekolwiek problemy. Transformacja systemowa niosła jednak ze sobą także niekorzystne trendy. W przypadku Tonsilu był to import na masową skalę dalekowschodniej elektroniki. Zalew tanich produktów spowodował spadek popytu na wyroby Tonsilu i rok 1991 spółka zamknęła stratami. Później udało się jednak przezwyciężyć kryzys. W latach 1991?1993 trzykrotnie zwiększył sprzedaż głośników do telewizorów oraz pięciokrotnie do samochodów. W 1993 r. wszystkie montowane w Polsce telewizory miały głośniki Tonsilu. Jednak wyjściem z sytuacji dla wciąż silnie zadłużonej firmy było znalezienie inwestora strategicznego. Warunkiem jego wejścia do spółki była właśnie spłata długów. Pierwszą 11-procentową pulę akcji spółki z Wrześni objął japoński Tohoku Pioneer Electronic Corporation, z którym spółka współpracowała w latach siedemdziesiątych. Na początku współpraca układała się bardzo dobrze ? Tonsil za środki uzyskane ze sprzedaży akcji Japończykom wybudował nową halę montażową głośników. Zapowiedzi były bardzo szumne ? spółka z Wrześni miała być centrum produkcji głośników Pioneera w Europie. Poza tym miała rozwijać produkcję zestawów głośnikowych pod własną marką. Plan okazał się jednak zbyt ambitny. Zarząd Tonsilu nie chciał zgodzić się na prosty montaż sprzętu elektronicznego dla inwestora branżowego. Nikt nie przewidział także aż tak dużego rozwoju rynku popularnych zestawów audio i związanego z tym drastycznego spadku popytu na osobne zestawy kolumn głośnikowych. W efekcie zaczęły się pojawiać coraz większe straty. Na to nałożył się jeszcze kryzys azjatycki, którego pochodną było dalsze ograniczenie eksportu spółki. Nadzieje na pokonanie kłopotów dawało dokapitalizowanie firmy. Pod koniec 1998 r. Pioneer objął akcje nowej emisji i zwiększył swój udział w kapitale prawie do 40%. Pozyskane środki pozwoliły spółce na krótkotrwałe finansowanie działalności.Lata 1999?2000 to dalszy spadek zamówień i pogorszenie wyników finansowych. Kolejne programy ograniczające koszty nie przynosiły oczekiwanych efektów. W połowie 2000 r. przyjęto plan restrukturyzacji, którego najważniejszym elementem była redukcja zatrudnienia. Pracę straciło ponad 35% pracowników. Załoga firmy, która wchodząc na GPW miała 3 tys. pracowników została zredukowana do ok. 800 osób. Spółka stworzyła także prężną sieć przedstawicieli handlowych i próbuje wprowadzać na rynek nowe produkty. Jednak bez redukcji zadłużenia i dokapitalizowania są to tylko półśrodki. Spółka stanęła wręcz na granicy bankructwa. Próby pozyskania inwestorów, którzy objęliby ratunkową emisję akcji, na razie spełzły na niczym. Na pomoc Pioneera, który sam przeżywa poważne kłopoty, także nie ma co liczyć. Co prawda, udało się otworzyć postępowanie układowe, lecz do układu wejdą ewentualnie tylko dostawcy. Natomiast banki, które udzielały Tonsilowi kredytów na działalność, domagają się ich spłaty. Paradoksalnie, według przedstawicieli spółki z Wrześni, popyt na jej wyroby w ostatnim czasie znacznie się podniósł, a obecny poziom produkcji nie jest w stanie zaspokoić wszystkich zamówień. Spółka od trzech lat przynosi poważne straty.

[srodtytul]Śląska Fabryka Kabli[/srodtytul]

Śląska Fabryka Kabli jest znanym producentem kabli i przewodów z ok. 7-proc. udziałem w krajowym rynku. Część pierwszej emisji akcji trafiła do pracowników. W 1993 roku ŚFK jako pierwsza polska spółka pozyskała zagranicznego inwestora branżowego ? duński koncern NKT Cables. Wraz z duńskim funduszem inwestycyjnym objął on drugą emisję akcji. Oba podmioty weszły w posiadanie po 25% walorów ŚFK. Zaangażowanie inwestora zwiększało się z roku na rok, umożliwiając gruntowną przebudowę parku maszynowego oraz wdrażanie nowoczesnego know-how. Pozwoliło to na uzyskanie przez firmę certyfikatu ISO 9001. Dzięki dobrej współpracy z inwestorem w latach 1994?95 ŚFK zainwestowała w technologie i rozwój nowych produktów 10 mln USD. Z wyprzedzeniem realizowała zobowiązania zawarte przy drugiej emisji akcji. Od 1994 r. do 1998 r. na inwestycje miała przeznaczyć 17 mln USD.Po czterech latach współpracy, czyli w lutym 1997 r., NKT Cables ogłosił wezwanie na sprzedaż akcji Śląskiej Fabryki Kabli. Przejął pakiet walorów należący do duńskiego funduszu po 27,9 zł i osiągnął połowę kapitału i głosów na WZA spółki. Trzy miesiące później NKT Cables ogłosił kolejne wezwanie z ceną 41 zł na pozostałe poza jego kontrolą akcje. Kupił tylko niecałe 3% papierów. Po kilku transakcjach pakietowych w październiku 1999 r. stał się właścicielem 62% akcji.W połowie 1998 r. ŚFK kupiła grunt w Katowickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej, gdzie rozpoczęła się budowa nowoczesnej fabryki. Działają tam Nowe Śląskie Kable, podmiot zależny od giełdowej spółki. Na ekspansję zgodził się inwestor, który objął latem 1998 r. poza przysługującym mu pakietem, wszystkie nie sprzedane w ramach prawa poboru akcje trzeciej emisji. Ich cena wynosiła 25 zł i była o blisko 10 zł wyższa od ówczesnego kursu. Duńczycy zaczęli kontrolować ponad 75% walorów. Fabryka w Specjalnej Strefie Ekonomicznej, należąca do najnowocześniejszych i najbardziej wydajnych w Europie, ruszyła pod koniec 1999 r. Produkuje przede wszystkim przewody instalacyjne. Ze względu na lokalizację, spółka zależna ŚFK do 2009 r. nie będzie płacić podatku dochodowego.Śląska Fabryka Kabli w pełni wykorzystała ostatnie 10 lat. Umocniła pozycję na polskim rynku i stała się członkiem liczącej się w świecie korporacji. Od dwóch lat ŚFK, po tym jak w lutym 1999 r. NKT Cables przejęło niemiecką firmę Felten & Guilleaume, należy do czwartej pod względem wielkości obrotów grupy kablowej w Europie. Niewykluczone że wkrótce powiększy się ona o kolejne firmy, w tym także z Polski. Na rynku od kilku miesięcy nie ustają spekulacje o tym, że NKT Cables chce przejąć Elektrim Kable.ŚFK miała też chwile słabości. Po wypracowaniu w 1995 r. rekordowego zysku netto (6,3 mln zł) w następnych dwóch latach jego poziom zaczął się obniżać m.in. ze względu na duże inwestycje i spadek marży po wzroście konkurencji. W 1998 r. spółka poniosła blisko 4 mln zł straty, a rok później ? prawie 6 mln zł. Wszystko wskazuje na to, że najgorszy pod względem wyników finansowych okres ŚFK ma już za sobą. W 2000 r. firma odnotowała blisko 30-proc. wzrost sprzedaży i wypracowała 1,4 mln zł zysku netto.

[srodtytul]Próchnik[/srodtytul]

Ostatnie 10 lat to burzliwy okres dla Próchnika. Spółka przeżyła czas prosperity, budowy największej w kraju tekstylnej grupy kapitałowej oraz kryzys finansowy, który mógł ją doprowadzić do bankructwa. Na początku lat dziewięćdziesiątych Próchnik należał do znanych producentów odzieży i miał ugruntowaną markę na rynku. Przez lata zatrudniał ok. 2 tys. osób i ponad 60% jego produkcji stanowił przerób eksportowy. Próchnik szył więc według wzorów i z materiałów zleceniodawców. Przez pierwsze lata obecności na GPW spółka poprawiała wyniki. W 1993 r. wypłaciła nawet dywidendę, a rok później wypracowała rekordowy zysk netto ? ponad 4,2 mln zł. Jej inwestorem strategicznym, posiadającym pakiet 25% walorów, była firma ubezpieczeniowa ?Westa?, co przysporzyło pewnych kłopotów. Ubezpieczyciel m.in. blokował podwyższenie kapitału akcyjnego spółki.Od 1995 r. firmy odzieżowe przestały być dobrze postrzegane. Nie gwarantowały już stabilnego wzrostu wyników. Przyczyną tego było m.in. pogorszenie koniunktury w Niemczech, głównym zleceniodawcy, oraz przenoszenie produkcji do innych krajów postkomunistycznych o tańszej sile roboczej. W Próchniku zaczęły się kłopoty. W ciągu dwóch lat zwolnił ok. 500 osób, doszło do zmian w zarządzie, a w 1997 r. spółka poniosła już ponad 1,2 mln zł straty. Główny akcjonariusz Próchnika firma ?Westa? została postawiona w stan upadłości. Ogłosiła więc przetarg na zakup akcji łódzkiej spółki. Na początku chciała otrzymać 25 zł za walor, ale inwestorzy oferowali znacznie mniej. W drugim przetargu ofertę na Próchnik złożył tylko NFI Piast. W lutym 1997 r. kupił pakiet prawie 10% akcji od ?Westy? po 11 zł i ogłosił wezwanie na pozostałe z taką samą ceną. Dwa miesiące później NFI Piast miał już kontrolę nad pakietem blisko 33% udziałów Próchnika.NFI Piast, na bazie Próchnika oraz swoich spółek parterowych z branży lekkiej, utworzył holding tekstylny. W tym celu w grudniu 1997 r. łódzka firma wyemitowała ponad 8,3 mln akcji po 16,6 zł. Walory objęły NFI, w tym NFI Piast, który zwiększył udziały do 49,8%, oraz Paribas. Za środki z emisji Próchnik odkupił od funduszy po 75% udziałów w: Birunie, Dolwisie, Koronkach, Jarlanie, Mirandzie i Wisanie. Przeciwko tworzeniu holdingu protestowały załogi spółek parterowych, jednak nie zdołały one przeciwstawić się transakcji. NFI Piast liczył, że stworzenie holdingu przyniesie dużo efektów synergii: obniżą się koszty stałe, zwiększą się sprzedaż i zyski grupy. Być może tak by się stało, gdyby nie kryzys rosyjski w 1998 r. Wszystkie spółki zależne utraciły znaczący rynek zbytu, spadły im przychody i zaczęły wykazywać ujemne wyniki finansowe. Sam Próchnik w 1998 r. poniósł blisko 37 mln zł straty, co odpowiadało 57% jego przychodów (65 mln zł). Wpływ na to miały m.in. tworzone rezerwy w związku z utratą wartości akcji spółek parterowych. Grupa Próchnik nie podniosła się po kryzysie rosyjskim. Nie pomogła jej redukcja zatrudnienia z ok. 7,2 tys. do ok. 4,5 tys. osób. W 1999 r. Próchnik przy sprzedaży na poziomie 44 mln zł miał już 94 mln zł straty. Ze względu na brak gotówki i pogorszenie wiarygodności kredytowej nie mógł się wywiązać z umowy odkupienia od Skarbu Państwa 25-proc. pakietów akcji swoich spółek zależnych. Próchnik chciał za nie zapłacić własnymi akcjami. Walne w lipcu 1999 r. przegłosowało emisję pond 3,3 mln akcji serii C dla Skarbu Państwa po 7 zł. Do transakcji jednak nie doszło. Władze łódzkiej spółki miały nadzieję, że sytuację poprawi przejęcie rentownego Wistilu, posiadającego wolne środki. Próchnik przegrał jednak rywalizację o tę spółkę z Zenoną Kwiecień, której ostatecznie odsprzedał pakiet 11% akcji, zarabiając na tym ok. 1,5 mln zł.Zła kondycja Próchnika wymusiła zmiany w zarządzie. W kwietniu 2000 roku prezesem spółki został Zbigniew Przesmycki, który przestał wierzyć w efekty synergii wynikające z utworzenia grupy. Zaczął odbudowywać markę Próchnik i sprzedawać zbędne aktywa oraz udziały w spółkach zależnych. Celem tych transakcji nie był zysk, lecz poprawa płynności finansowej. Próchnik sprzedał już wszystkie akcje Biruny za 8,8 mln zł oraz Koronek za 2,5 mln zł. Pozbył się też zakładu produkcyjnego w Rawie Mazowieckiej, który zajmował się eksportem przerobowym.Próchnik oddalił od siebie widmo upadłości. Pozostałe w grupie 4 spółki zależne będą dalej restrukturyzowane i po podniesieniu ich wartości mogą także trafić do inwestorów. Pojawiał się także pomysł przeniesienia działalności odzieżowej Próchnika do nowo utworzonej spółki z o.o. Wówczas na bazie spółki giełdowej, po pozyskaniu inwestora można by było w niej uruchomić nową działalność. Od czterech lat spółka przynosi straty, w 2000 r. było to ponad 13 mln zł straty. Prezes Przesmycki przewiduje, że dalsza restrukturyzacja aktywów może przyczynić się do tego, że w tym roku Próchnik na działalności operacyjnej wypracuje zysk.

[srodtytul]Krosno[/srodtytul]

Krosno reprezentuje tę grupę firm, które po latach obecności na GPW nie pozyskały inwestora strategicznego, mimo że spółka znalazła się w polu zainteresowania inwestorów indywidualnych. Duże pakiety akcji osoby fizyczne zaczęły skupować w 1999 r. O konieczności wprowadzenia do spółki inwestora strategicznego zarząd Śląskich Kabli mówił już w 1992 r. Rok później tego samego chcieli akcjonariusze Krosna skupieni w Klubie Akcjonariuszy Krośnieńskich Hut Szkła.Giełdowa historia Krosna jest bardzo zmienna. Spółka miała burzliwy okres miała w pierwszych dwóch latach obecności na GPW, wiele się w niej też dzieje w ostatnich trzech latach. W maju 1992 r. w Krośnieńskich Hutach Szkła odwołano prezesa i całą radę nadzorczą. Zwolnieni zostali m.in. za proponowany program restrukturyzacji ? wyprzedaż majątku i między innymi jedynego w Polsce zakładu włókna szklanego. Bankructwo zagrażające wówczas Krosnu zostało oddalone tylko dzięki sprzedaży zapasów platyny za 4 mln zł. Nowym szefem znajdującej się w kłopotach finansowych spółki został Józef Habrat. Już w 1993 r. firma zaczęła stawać na nogi, poprawiać sprzedaż i wypracowywać zyski, utrzymując prawie stały poziom zatrudnienia ? ok. 4,6 tys. osób. Zysk netto, który w 1993 r. wyniósł 0,4 mln zł, trzy lata później przekroczył już 10 mln zł. Do 1999 r. zysk Krosna oscylował wokół 8 mln zł, a w ub.r. wyniósł ponad 11 mln zł. Przez długi czas w firmę inwestowały instytucje finansowe, m.in. BIG, Pioneer, amerykański fundusz Arnhold & Bleichroeder (miał nawet 17% walorów), S.G. Warburg, Bank Creditanstalt, Scudder czy NFI Octava. Doceniali oni fundamenty spółki, zaawansowanie technologiczne, które po zakończonej sukcesem drugiej emisji akcji w 1995 r. jeszcze się poprawiało, oraz stabilny poziom eksportu, sięgający ok. 50% przychodów.Jeszcze trzy lata temu Krosno było kontrolowane przez PZU, a duży pakiet walorów posiadała też Centrala Eksportowo-Importowa Minex, która pośredniczyła w jego eksporcie. Na początku 1999 r. spółką zainteresował się Zdzisław Sawicki, biznesmen z Siedlec, który siedem miesięcy później miał już blisko 20% papierów i stał się jej największym akcjonariuszem. Wszystko wskazywało na to, że już nikt nie przeszkodzi mu w przejęciu kontroli nad Krosnem. Do gry weszła jednak spółka Enterprise Investors, zarządzająca milionowymi funduszami. We wrześniu 1999 r. kupiła blisko 10% akcji Krosna i natychmiast ogłosiła wezwanie. Po 31 zł chciała przejąć dalsze 40% walorów i kontrolować blisko 50% udziałów. Enterprise Investors udało się jednak zwiekszyć udziały tylko do 22%. Na niepowodzenie wezwania wpłynęło zachowanie Z. Sawickiego, który w jego trakcie kupował akcje spółki na giełdzie i wystąpił do UOKiK oraz KPWiG o uzyskanie zgody na przekroczenie progu 33% głosów. W marcu 2000 r. biznesmen z Siedlec miał już 43% akcji Krosna, a wkrótce potem Enterprise Investors wycofał się ze spółki, m.in. po tym jak nie udało mu się wprowadzić swoich przedstawicieli do rady nadzorczej.Przejęcie kontroli w Krośnie przez Z. Sawickiego pociągnęło za sobą znaczące zmiany w spółce. Nowy inwestor zrezygnował z pośrednictwa Mineksu w eksporcie, odwołał prezesa, przegłosował umorzenie prawie 10% akcji. Wprowadził ambitny plan dalszego rozwoju.Zmiany w Krośnie rynek odbiera pozytywnie. W lutym br. pakiet prawie 6,5% jego akcji kupił OFE Nationale--Nederlanden. W celu uwolnienia gotówki blisko 4% walorów sprzedał Z. Sawicki (ma 39,2%). Jego udziały spadły jednak tylko na kilka miesięcy. Krosno planuje do końca czerwca br. odkupić wszystkie własne akcje znajdujące się w dwóch spółkach zależnych, czyli ponad 14%, w celu umorzenia. Po przeprowadzeniu drugiego buy backu udział Z. Sawickiego w kapitale Krosna wzrośnie do ok. 51%.Przed przejęciem kontroli w spółce przez Z. Sawickiego Krosno posiadało prawie 10% akcji Ireny i planowało nawiązać z nią ścisłą współpracę. Obie spółki miały tego samego dużego akcjonariusza (Minex) i wszystko wskazywało na to, że może dojść do ich połączenia. Biznesmen z Siedlec odsprzedał jednak akcje Ireny. Najbliższe lata pokażą, czy postąpił słusznie.

[srodtytul]Exbud[/srodtytul]

Exbud był spółką nietypową jak na początek lat 90. w Polsce. W firmie nie było problemów z pracownikami. Spółka sama chciała iść na giełdę, planowała również wejście na giełdy zagraniczne, co ? poprzez emisje akcji pod GDR ? zrealizowała w 1997 r. Kariera i działania Exbudu od początku były konsekwencją ambicji prezesa spółki Witolda Zaraski, który kierował firmą od jej powstania w 1977 r. Wówczas Exbud powstał jako Biuro Eksportu Kieleckiego Zjednoczenia Budownictwa i na początku lat 80., co było ewenementem na owe czasy, uniezależnił się od central handlu zagranicznego i uzyskał koncesję na samodzielną działalność eksportową. Spółka zajęła się też od razu umacnianiem pozycji w kraju i organizowała sieci oddziałów na terenie całej Polski. Zapoczątkowany wówczas ekspansywny rozwój nieprzerwanie trwał do końca 1999 r. Już w 1995 r. w grupie Exbudu znajdowały się 32 spółki, i to nie tylko związane z budowlanką. W holdingu była m.in. kielecka Poligrafia, Odlewnie Polskie, Centrum Biznesu, Exbud Wydawnictwo ? wydające dziennik lokalny w Kielcach. W grupie były też firmy za granicą. Exbud z czasem miał się stać firmą, która po Polsce podbije Europę Zachodnią, i to jako firma z przewagą rodzimego kapitału bez inwestorów branżowych. Zgodnie z tą polityką ? wszystkie emisje trafiały głównie do instytucji finansowych. Prezes nie chciał, by w akcjonariacie znalazł się przedstawiciel branży budowlanej. Do końca 1999 r. utrzymywał, że spółka jest w stanie rozwijać się samodzielnie i nie potrzebuje wsparcia zagranicznego inwestora branżowego.Pierwszych problemów zaczęła przysparzać silna dywersyfikacja działalności. Na początku 1998 r. Exbud, podobnie jak kilka innych giełdowych holdingów, zmienił strategię i zaczął wycofywać się z części spółek. Był to zwrot w dotychczasowej strategii. Rok 1998 bogaty był dla spółki też w inne znaczące wydarzenia. Ujawniono bowiem wówczas pomysł połączenia Exbudu z drugą co do wielkości firmą budowlaną w Polsce ? Budimeksem. Spółki nie doszły jednak do porozumienia, na przeszkodzie fuzji stanęły ambicje prezesów obu firm. Na początku 2000 r. wyszło na jaw, że Exbudem zainteresowany jest Michał Sołowow właściciel Miteksu i Echa (kupił niecałe 10% akcji Exbudu). Dla Witolda Zaraski był to cios. Spółka, wspomagana przez Nomurę, gwałtownie zaczęła szukać alternatywnego inwestora. Znaleziono go w Szwecji. W kwietniu Skanska ogłosiła wezwanie na akcje spółki z ceną 45 zł. Drugie było już po 40 zł. Szwedzi, wraz z walorami odkupionymi od M. Sołowowa, zgromadzili 94% kapitału spółki. Pierwszą ich decyzją było przeniesienie Witolda Zaraski ze stanowiska prezesa na fotel przewodniczącego rady nadzorczej. Czyszczenie bilansu przez inwestora sprawiło, że zawsze rentowna spółka w 2000 r. wykazała 104 mln zł strat.

[b]Janusz Lewandowski[/b], minister przekształceń własnościowych, który objął stanowisko na początku 1991 r., już po przygotowaniu pierwszych firm do wprowadzenia na GPW:? Wprowadzenie na giełdę jednocześnie 5 firm było ewenementem na skalę światową, ale nie był to nasz rodzimy pomysł. Podsunęli go brytyjscy eksperci, którzy wówczas w wielu sprawach doradzali Polsce. Thatcherowskie oferty publiczne traktowali jako produkt uniwersalny, który sprawdzi się na każdym rynku, ale uważam, że nie było to rozwiązanie dobre dla Polski. Dla pierwszych spółek wprowadzonych na GPW, zdecydowanie bardziej wskazane byłoby jednoczesne znalezienie inwestora strategicznego, a także emisja nowych akcji. Wyłączna sprzedaż akcji przez Skarb Państwa to nie był udany początek. Tym bardziej, że np. Exbud, Wólczanka i Swarzędz miały profil eksportowy i dobrze byłoby dla nich znaleźć się w sieci handlowej silnego inwestora.? Wybór spółek, które można było wprowadzić na GPW, nie był łatwy. Nikt się do giełdy nie garnął, a czasy były takie, że już w toku ofert bardzo zmieniały się warunki finansowe firm. Co gorsza, wyniki finansowe za 1989 r., które były brane pod uwagę przy przygotowywaniu ofert, właściwie nic nie mówiły, bo były zafałszowane.? Po wejściu piątki spółek giełda naciskała, by dostarczać następne. Staraliśmy się razem z GPW, by do notowań trafiały firmy reprezentujące znane wszystkim Polakom marki. Na giełdę pomaszerowały więc Swarzędz, Żywiec, Irena i Okocim. Może nie we wszystkich wypadkach były one interesujące ze względu na kondycję finansową.? Giełda promowae jeszcze bardziej, ale oznaczała jednocześnie, jak na owe czasy bardzo silne, odsłonięcie firmy. Teraz emitenci już bardziej przywykli do tej konieczności, wówczas jednak było to novum.? Debiutanci po prostu stanowili poligon doświadczalny dla nowo tworzącego się rynku kapitałowego. Wymagania stawiane przez giełdę były zbyt wysokie, by mogły na nią wejść firmy prywatne. Pierwsze spółki sektora prywatnego zaczęły się pojawiać na GPW dopiero w 1993 r. Wcześniej cały ciężar zasilania giełdy spoczywał na Skarbie Państwa.

[b]Wiesław Rozłucki, prezes GPW[/b]:? Wiele spółek prywatnych miałoby na początku działania GPW po prostu problem z ujawnieniem swojej przeszłości z 3 minionych lat, jak wymagała tego giełda. Początkowo spółek na parkiet poszukiwaliśmy razem z Ministerstwem Przekształceń Własnościowych i bardzo blisko współpracowaliśmy. Później zmieniło się to w naciskanie na ministerstwo. Generalnie spółek było zawsze mniej, niż chceiliśmy. Od początku schemat działania po obu stronach był taki sam ? resort obawiał się, że nie można przygotowywać wielu ofert, bo rynek tego nie wchłonie, giełda przekonywała, że popyt jest bardzo duży. W efekcie tych tarć i tak, z punktu widzenia giełdy, spółek przybywało za mało. Do końca 1993 r. na parkiet weszły 22 spółki, jedna z nich była już wcześniej prywatna.? Początkowo staraliśmy się wybierać firmy znane i mające kontakty z zagranicą, czyli wolną gospodarką, byli to więc głównie eksporterzy. Wydawało nam się wówczas, że jest im bliżej do modelu firm działających na rynku wolnej konkurencji. Nie można jednak zapomnieć, że z wyjątkiem pierwszej piątki, na początku spółki wcale nie chciały iść na giełdę. Konieczne było silne przekonywanie zarówno kierownictwa, jak i załóg. Firmy bardzo drażniła, związana ze statusem giełdowym, konieczność odkrycia się. Dosadnie określił to Witold Zaraska, który powiedział, że wejście na GPW to tak jakby stanąć przed tłumem na golasa ? to odstraszało. Gdy dziś spojrzy się na kondycję pierwszych giełdowych spółek, widać po prostu, że transformacja z przedsiębiorstwa państwowego w firmę prywatną okazała się znacznie trudniejsza, niż nam się wszystkim wydawało przed 10 laty. Może dobrze, że spoglądaliśmy wówczas na świat przez różowe okulary, dzięki czemu mieliśmy więcej zapału do pracy. Czy byłoby lepiej, gdyby spółkom tym przy wchodzeniu na giełdę zapewniano także wejście inwestora strategicznego, trudno mi powiedzieć. Kiedyś byłem zwolennikiem takiego działania, z czasem jednak przestałem podchodzić do tego z entuzjazmem. Niewykluczone że firmy te podzieliłyby wówczas los Wedla, który dzięki temu, że pozyskał inwestora strategicznego, bardzo szybko z giełdy zniknął. Nie sądzę też, by spółkom tym na lepsze wyszło pozostanie poza GPW. Z przykrością patrzę na nie najlepszą kondycję giełdowych firm, szczególnie tych z początku istnienia giełdy, ale w swoich sektorach wciąż prezentują się one nie najgorzej.

Giełda ruszyła w niecały miesiąc po uchwaleniu przez Sejm Prawa o publicznym obrocie papierami wartościowymi i funduszach powierniczych, dnia 12 kwietnia 1991 r. 12 kwietnia 1991 r. Minister Przekształceń Własnościowych i Minister Finansów reprezentujący Skarb Państwa podpisali akt założycielski Giełdy Papierów Wartościowych. Pierwsza sesja giełdowa odbyła się 16 kwietnia. Uczestniczyło w niej 7 domów maklerskich. W notowaniach znalazło się 5 spółek, wpłynęło 112 zleceń kupna i sprzedaży, a łączny obrót giełdy wyniósł 1990 zł (2 tys. USD). Funkcję specjalisty dla: Exbudu, Próchnika i Tonsilu pełnił CDM Pekao. Specjalistą Kabli Śląskich był Bank Śląski, a Krosna Bank Przemysłowo-Handlowy.

Na początku zlecenia na GPW przyjmowało 130 oddziałów banków, przybywało ich każdego tygodnia.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Materiał Promocyjny
Banki muszą wyjść poza strefę komfortu
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego