Piątkowe senackie wystąpienie ministra finansów Marka Belki było dziwną (zważywszy na osobę Pana Profesora) mieszanką lewicowej myśli ekonomicznej, demagogii, szantażu politycznego i zwyczajnego braku kultury słownej. Oto uznany ekonomista zarzucił rodzimym bankom, iż kpią sobie z polskiego państwa, rządu Leszka Millera, nie szanują interesu narodowego, zwracają jedynie uwagę na własną korzyść, bez uwzględnienia trudnej sytuacji ekonomicznej kraju itd.
Po pierwsze - czy nie jest tak, że zgodnie z zasadą "co nie jest zabronione, to jest dozwolone" bankowcy postanowili wykorzystać luki prawne w niekorzystnej dla nich propozycji ustawy podatkowej, która ma obowiązywać w przyszłym roku? Może minister finansów powinien zwrócić uwagę na nomen omen belkę we własnym oku - jeżeli propozycja ustawy jest bublem prawnym, to chyba pretensje trzeba mieć do autorów ustawy?
Po drugie - banki są przede wszystkim powiernikami i zarządzającymi kapitałami powierzonymi im przez klientów. Aby nie utracić tego, co w świecie biznesu najważniejsze - zaufania, mają one obowiązek za wszelką cenę starać się chronić interes swoich klientów. I to wszelkimi dostępnymi, tj. możliwymi w świetle obowiązującego prawa, środkami.
Po trzecie - trzeba pamiętać, że większość polskich banków to prywatne firmy komercyjne, które są nastawione na osiąganie jak największego zysku. Akcjonariusze tych banków rozliczają (w naszych warunkach różnie z tym bywa) co pewien czas zarządy z podejmowanych przez te gremia decyzji - oceniają, czy przyczyniły się one czy też nie do wzrostu wartości firmy. Czy dziwią zatem nowe oferty bankowe, przygotowane pośpiesznie wobec zagrożenia wycofania depozytów (a więc pomniejszenia bazy kapitałowej). Chyba nie. Choć niektórzy się obruszają... Na marginesie - polski i państwowy bank PKO BP również przygotował ofertę dla osób chcących uniknąć opodatkowania zysków kapitałowych. Schizofrenia?
Po czwarte - w decyzjach Ministerstwa Finansów widać krótkowzroczność (nie po raz pierwszy, bez względu na to, z której strony sceny politycznej wywodzi się ekipa rządząca), nastawianie się na realizację doraźnych celów budżetowych. Załóżmy, że decyzje fiskalne MF (zwłaszcza po poprawkach senackich) spowodują znaczny spadek depozytów: i to zarówno od osób prywatnych, jak i przedsiębiorstw. Wówczas chcąc nie chcąc banki będą musiały ograniczyć akcję kredytową. W pierwszej kolejności dotknie to firmy małe i średnie. Te bez wsparcia kapitałowego albo zbankrutują, albo będą gwałtownie poszukiwały ograniczenia kosztów. W obu wypadkach zmniejszy to dochody budżetowe z tytułu podatków, a ponadto przyczyni się do dalszego wzrostu bezrobocia. Po raz kolejny może się okazać, że koszty przewyższą potencjalne zyski. (...)