Niewątpliwą zaletą PEG ratio jest jego prosta budowa. Wykorzystuje on łatwo dostępny wskaźnik C/Z (cena do zysku) oraz wzrost rocznego zysku przypadającego na jedną akcję (G - growth). Wielkość tę można odnaleźć w publikowanych prognozach lub oszacować na podstawie danych historycznych.
Prosta jest również interpretacja wskaźnika. Gdy PEG = 1, jest to sytuacja "normalna", gdyż teoretycznie na efektywnym rynku wskaźnik C/Z powinien właśnie odzwierciedlać przyszły wzrost zysku na akcję. Zastosowanie popularnej "reguły kciuka" sugeruje, że spółki, dla których PEG jest znacznie mniejszy od 1, są niedowartościowane. Natomiast spółki o PEG dużo większym od 1 uznawane są za przeszacowane. Teoretycznie - im niższy wskaźnik, tym lepiej.
Lepszy niż C/Z
Ze względu na to, że w formule wskaźnika PEG wykorzystana jest wielkość cena/zysk, nie ma on zastosowania w przypadku spółek odnotowujących straty. Podczas gdy nie można jednoznacznie określić, jaka wysokość wskaźnika C/Z świadczy o niedowartościowaniu lub przeszacowaniu akcji, PEG ratio daje bardziej precyzyjną odpowiedź. W przypadku wielu spółek giełdowych aktualny poziom C/Z uważany jest za bardzo wysoki, a analitycy nie znajdują fundamentalnych podstaw do dalszego wzrostu. Jednak bazując na wskaźniku PEG można wśród nich wyłonić te, w których wciąż "drzemie" potencjał wzrostowy.
- To, że jedna spółka jest wyceniana przy C/Z równym 20, a druga - 10 może być uzasadnione różnicą oczekiwanego wzrostu zysku na akcję tych dwóch firm. Po uwzględnieniu czynnika G (growth) i przejściu na wskaźnik PEG prawdopodobnie nie będzie już takiej różnicy - mówi Sobiesław Pająk, analityk CDM.