Pieniądze może nie, ale zakupy już tak. I chyba coś w tym jest. Wczoraj zarząd KGHM pochwalił się rekordowymi wynikami finansowymi - 3,4 mld zł zysku netto - jakie spółka osiągnęła w ubiegłym roku. I już ma kłopoty.

Ireneusz Dąbrowski, wiceminister skarbu państwa, twierdzi, że jeśli szefowie KGHM nie zaczną szybciej realizować pomysłów inwestycyjnych ministerstwa, to stracą pracę. Przynajmniej tak powiedział agencji Bloomberg. Zarząd giełdowej spółki zatrzyma posady, jeśli zacznie robić zakupy. Ministerstwo Skarbu Państwa chce odkupić za pieniądze miedziowego koncernu 25 proc. akcji PLL LOT i 40 proc. akcji Zespołu Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin. To są właśnie te zbyt wolno realizowane pomysły. Opieszałość szefów KGHM może wynikać ze skali tych inwestycji. Według wstępnych szacunków, za akcje PAK-u koncern musiałby zapłacić około miliarda złotych, a za papiery LOT-u około 400-500 mln zł.

Kiedy zapytaliśmy biuro prasowe resortu, czy to prawda, że zarząd giełdowej spółki może zostać odwołany, dowiedzieliśmy się, że takie decyzje podejmuje rada nadzorcza, i faktycznie tak jest. Jednak trzeba pamiętać, że w ośmioosobowej radzie KGHM Skarb Państwa reprezentuje pięć osób. To raczej nie wróży dobrze szefom giełdowego przedsiębiorstwa.

Już nieraz pisaliśmy, że KGHM może stać się wehikułem inwestycyjnym dla resortu skarbu. Za pieniądze z miedzi MSP chce odzyskać kontrolę nad wymienionymi spółkami. Czy jednak całe zamieszanie, jakie towarzyszy temu procesowi, nie odbije się negatywnie na funkcjonowaniu tych trzech przedsiębiorstw?