Białoruś zwróciła się do Rosji z prośbą o udzielenie kredytu stabilizacyjnego rzędu 1,5 miliarda dolarów.
Moskwa, mimo że jej stosunki z Mińskiem ostatnio nie należą do najlepszych, nie mówi nie. - To całkiem możliwe. Rząd rozpatrzy kwestie udzielenia pożyczki naszym sąsiadom - stwierdził German Gref, minister gospodarki Rosji. Białoruś nie może uporać się z wyższymi cenami energii. Inflacja w ostatnich tygodniach znacząco wzrosła, a Białorusini w panice ruszyli do kantorów wymieniać narodową walutę na dolary. Pomimo że bank centralny uspokaja i twierdzi, że zaufanie do białoruskiego rubla wraca, rząd zwrócił się o pomoc do Moskwy.
Ministerstwo finansów postanowiło zmniejszyć wydatki zapisane w budżecie na ten rok, gdyż władze nie przewidywały podwyżki cen surowców energetycznych. Rząd zapewnia, że wydatki socjalne pozostaną na wcześniejszym poziomie.
Energia zdrożała po tym, jak Gazprom podniósł cenę gazu w styczniu z 47 dolarów do 100 dolarów za 1 tys. m sześc. Podskoczyła wówczas również cena ropy naftowej. Transnieft, operator rosyjskich rurociągów przesyłowych, nałożył opłatę na surowiec eksportowany na Białoruś w wysokości 180 dolarów za tonę. W odpowiedzi Mińsk wprowadził cło na tranzyt rosyjskiej ropy przez białoruskie terytorium. W efekcie Moskwa wstrzymała dostawy paliwa na Białoruś.
Rosja uważa, że nie musi subsydiować gospodarek sąsiadów tańszymi surowcami. Gaz sprzedawany obecnie na Białoruś jest i tak ponaddwukrotnie tańszy niż w krajach Unii Europejskiej. Również w kwestii ropy Kreml poszedł na ustępstwa, godząc się na ustalenie opłaty eksportowej na 53 dolary za tonę, zamiast wcześniej żądanych 180 USD. Rosja twierdzi, że w tym roku wartość dotacji dla białoruskiej gospodarki w formie tańszego paliwa sięgnie 5,8 miliarda dolarów.