Czarne scenariusze rzadko się sprawdzają

Z Davidem Reslerem, głównym ekonomistą Nomura Securities International w Nowym Jorku, rozmawia Maria Hałupka

Publikacja: 02.03.2007 08:16

Były prezes Rezerwy Federalnej Alan Greenspan mówi głośno o tym, że gospodarce USA może grozić pod koniec roku recesja. Jego następca w Fed Ben Bernanke przewiduje rok umiarkowanego wzrostu. Jak można wytłumaczyć tę sprzeczność?

Nie ma żadnej sprzeczności. Alan Greenspan mówił jedynie o możliwości recesji jako stosunkowo mało prawdopodobnym scenariuszu. Każdy ekonomista prognozując, co stanie się za trzy-cztery kwartały, musi brać pod uwagę taką ewentualność. Też sądzę, że przy zbiegu bardzo niesprzyjających okoliczności może dojść do recesji.

Ale z pewnością jej prawdopodobieństwo nie jest duże. Bernanke z kolei mówi głośno o solidnych podstawach rozwoju gospodarczego, zagrożeniach inflacyjnych i potencjale wzrostu. Obaj ekonomiści wcale sobie więc nie zaprzeczają.

To czeka nas recesja?

W ciągu minionego 20-lecia bardzo rzadko sprawdzały się czarne scenariusze. Przewidywanie recesji prawie zawsze rozmija się z rzeczywistością. Jako ekonomista zrobiłem to raz i jak się okazało - recesja właśnie się kończyła. Trzeba też pamiętać, że przez ostatnich 20 lat amerykańska gospodarka kurczyła się w sumie przez 16 miesięcy. To fenomenalny wynik jak na tak duży organizm. Myślę, że właśnie jej rozmiary uodporniają ją na różnego rodzaju przeciwności.

Zatem podtrzymuje Pan prognozy, że gospodarka USA będzie się w tym roku znajdować w bardzo dobrej kondycji?

Nie do końca. Na pewno 2007 rok nie będzie okresem tak prężnego rozwoju, jak się na to zanosiło. Ostatnie raporty makroekonomiczne zmusiły mnie do obniżenia prognozy wzrostu PKB w I półroczu z 2,7 proc. do 2,1 proc. W II półroczu - co także przewiduje Ben Bernanke - powinno być już lepiej. Sądzę, że scenariusz, w którym w dłuższej perspektywie amerykańska gospodarka rozwijać się będzie poniżej swych możliwości, przy rosnącym bezrobociu i niewykorzystanym potencjale raczej się nie sprawdzi.

Większość ekonomistów widzi w sektorze nieruchomości klucz do przyszłości gospodarki USA. Tymczasem kryzys wydaje się nie ustępować...

Sądzę, że zbliżyliśmy się do dna, jeśli chodzi o poziom sprzedaży na rynku nieruchomości. Oczywiście, możemy mieć dalsze spadki jeszcze przez miesiąc czy dwa, ale liczba rozpoczynanych inwestycji powinna zacząć rosnąć lub ustabilizować się na poziomie z grudnia - około 1,5 mln budynków zarówno w tym, jak i w przyszłym roku. Oznaczać to będzie, że sektor nieruchomości przestanie być hamulcem wzrostu.

Zresztą nigdy nim do końca nie był. To nie spadające ceny nieruchomości były powodem słabnącej koniunktury. Gdyby gospodarka USA weszła w fazę recesji - co, jak już ustaliliśmy, byłoby raczej niepodzianką - widzielibyśmy jeszcze głębsze spadki cen nieruchomości. Byłoby to jednak raczej skutkiem słabości samej gospodarki, a nie odwrotnie.

Czyli, Pana zdaniem, do tej pory kryzys na rynku nieruchomości nie odbił się znacząco na rozwoju gospodarczym.

Tak jest w istocie. Przede wszystkim nie znalazł odzwierciedlenia w poziomie wydatków konsumenckich. Dotychczasowe fluktuacje na tym rynku nie wynikały z tego, co dzieje się na rynku nieruchomości, ale były pochodną wahań sprzedaży nowych samochodów.

Wydatki konsumenckie nadal rosną w granicach trzech procent rocznie, korekta na rynku nieruchomości nie ma na popyt wewnętrzny specjalnego wpływu. Sądzę, że to amerykański konsument, a nie jego dom, pozostaje jednym z filarów amerykańskiej, a być może także i globalnej gospodarki. Biorąc pod uwagę zdrową sytuację rynku pracy, wzrost zarobków i dochodów, nie ma powodu oczekiwać, że coś może zachwiać jego pozycją w globalnym systemie.

Wraz z wyraźnym osłabieniem gospodarki znów realna jest możliwość obniżenia stóp procentowych przez Fed. Jak zachowają się rynki kapitałowe?

Sposób, w jaki rynek reaguje na nawet najmniejsze aluzje do przyszłych działań Rezerwy Federalnej, staje się wręcz zabawny. Jeśli Fed podejmie decyzję o ruchu stóp o 25 punktów bazowych, to nie będzie to miało większego przełożenia na długoterminowe stopy procentowe. Jeśli te nie będą znacząco rosnąć, a powodem, dla którego Fed obniży stopy, będzie słabnąca gospodarka, to nie należy spodziewać się znaczącego wzrostu zysków spółek.

Nigdy więc nie potrafię sobie wytłumaczyć do końca, dlaczego rynki notują zwyżki, oczekując na poluzowanie polityki monetarnej przez Fed. A tak serio: na pewno będziemy w tym roku obserwować spadek dynamiki wzrostu zysków spółek. Powinno się to przekładać na wolniejszy wzrost wartości akcji. Byłbym jednak zaskoczony widząc znaczne spadki w jakimkolwiek znaczącym segmencie rynku.

Czego można spodziewać się po dolarze?

Sądzę, że nie będziemy świadkami dalszej aprecjacji euro wobec amerykańskiej waluty. Wynika to z tego, że nie podzielam optymizmu w sprawie szybszego wzrostu krajów strefy euro w stosunku do Stanów Zjednoczonych.

Czy można oczekiwać poprawy bilansu handlowego USA w najbliższej przyszłości?

Biorąc pod uwagę realny bilans handlowy, a nie tylko ten publikowany przez Departament Handlu, to od ponad roku można mówić o wyraźnej poprawie. Oczywiście, dane wahają się z miesiąca na miesiąc, ale trend powinien utrzymać się także w najbliższych miesiącach. Szybki wzrost gospodarczy w Azji, a także całkiem przyzwoity w innych rejonach świata, generuje popyt na towary z USA i stymuluje tutejszą produkcję. Powinno to rekompensować bardziej umiarkowany wzrost wydatków konsumenckich na wewnętrznym rynku. Ten ostatni powinien w przyszłym roku wynieść około 3 procent i będzie wolniejszy, niż w poprzednich latach. Słabnący wzrost popytu, przynajmniej w I kwartale, powinien także ograniczyć trochę import. Bilans handlowy może więc się trochę poprawić.

Ekonomiści wciąż ostrzegają przed konsekwencjami utrzymywania przez USA długotrwałego deficytu budżetowego.

W ostatnich miesiącach deficyt znacznie się zmniejszył. To zasługa dużych wpływów do budżetu i dowód na to, że z gospodarką i z dochodami Amerykanów nie może być źle. Na ten rok obniżyliśmy prognozę deficytu budżetowego z 260 miliardów na około 180 mld USD. Przed Stanami Zjednoczonymi pojawiła się realna perspektywa zrównoważenia budżetu. Deficyt może zagrażać jednak USA w długofalowej perspektywie, biorąc pod uwagę zobowiązania emerytalne państwa oraz fakt, że w wiek poprodukcyjny wkrótce wejdzie generacja powojennego wyżu demograficznego (baby boomers).

Dziękuję za rozmowę.

fot. Bloomberg

Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy
Gospodarka
„W 2024 r. surowce podrożeją. Zwyżki napędzi ropa”
Gospodarka
Szef Fitch Ratings: zmiana rządu nie pociągnie w górę ratingu Polski
Gospodarka
Czy i kiedy RPP wróci do obniżek stóp?
Gospodarka
Złe i dobre wieści przed COP 28