Po przebiegu notowań w pierwszej części wczorajszej sesji wydawało się, że będziemy mieli dzień odpoczynku od spadku. W południe cierpliwość posiadaczy akcji zaczęła się wyczerpywać. Tym bardziej że w tym czasie zaczęły spadać ceny amerykańskich kontraktów indeksowych. Presja spadków okazała się zbyt duża i zaczęliśmy zaliczać najpierw minima sesji, a później ceny zeszły pod poziom środowego dołka. Oczywiście, wydźwięk sesji jest zły. Nie wynika to tylko z powodu samego spadku cen, ale także z faktu, że w trakcie przeceny aktywność była znacznie wyższa niż w spokojniejszej pierwszej części dnia. Podaż ma przewagę i nie można z tym teraz dyskutować.
Patrząc na wykresy z punktu widzenia analizy technicznej warto zwrócić uwagę na kilka spraw. Wczorajszym spadkiem zbliżyliśmy się do poziomu wsparcia, jakim są dołki z początku roku. Przyznam, że mam tu pewną wątpliwość. Z jednej strony, bliskość tego wsparcia sprawia, że oczekiwałbym większej aktywność ze strony popytu i choćby próby odrobienia części strat. Przecież nie wszyscy sądzą, że mamy już bessę. Ba, sądzę, że takiego zdania jest mniejszość. I słusznie, bo jeszcze sygnału do bessy w dłuższym terminie nie było. Przypuszczam, że większość inwestorów jest
raczej skłonna do tezy, że mamy w tej chwili korektę.
Ja nie będę zgadywał, czy już mamy bessę, czy jeszcze są szanse na utrzymanie hossy. Rynek sam to pokaże.
Z drugiej strony, mała konsolidacja zbudowana w środę i wczorajszego poranka sugeruje, że mamy do czynienia z silnym spadkiem, który może potrwać dłużej i poważnie zagrozić wspomnianemu wsparciu. Okazało się, że ta konsolidacja jest formacją kontynuacji. Ruch następujący po jej wykreśleniu może być w przybliżeniu równy ruchowi sprzed jej pojawienia się. Tak wyznaczony zasięg spadku pozwalałby na przypuszczenie, że wsparcie w okolicach 3150 pkt zostanie pokonane. Byłby to już poważny cios