Od jutra Wielka Brytania będzie mieć nowego premiera. Po ponad dziesięciu latach sprawowania tego urzędu Tony Blair ustąpi na rzecz Gordona Browna, który przez całą minioną dekadę był ministrem finansów w rządach laburzystów.
Zmiana na stanowisku premiera jest konsekwencją niedzielnej decyzji zjazdu Partii Pracy, który na jej przewodniczącego wybrał właśnie Browna. Był to nawet nie tyle wybór, ile nominacja, bo 56-letni Brown był jedynym kandydatem. Blair serdecznie pogratulował następcy i wyraził radość, że nic nie zakłóciło od dawna przygotowywanej zmiany. Blair już we wrześniu 2006 r. zapowiedział, że w tym roku odejdzie, a przed miesiącem podał dokładną datę wyprowadzki z Downing Street 10.
Wobec tak starannie zaplanowanej i przeprowadzonej zmiany na stanowisku szefa partii i rządu Gordon Brown stara się przekonać wyborców, że będzie to jednocześnie wyraźna zmiana priorytetów polityki. - Ten tydzień jest dla nas nowym początkiem. Chodzi o to, by przed najbliższymi wyborami parlamentarnymi nikt nie mógł powiedzieć, że jedyną możliwością zmiany jest wybór innej partii, bo w Partii Pracy nic się nie zmieniło. Musimy sprostać wyzwaniu zmian - przekonywał Brown na niedzielnym zjeździe partii w Manchesterze.
Jednym ze sposobów odbudowania popularności laburzystów ma być zażegnanie niepokojów związanych z sytuacją w budownictwie mieszkaniowym. Brown zapowiedział, że szefa tego resortu zobowiąże do skonstruowania nowego programu budownictwa, tak by nieruchomości stały się bardziej dostępne. Partia Konserwatywna obwinia właśnie Browna o gwałtowny wzrost kosztów nieruchomości. Od 1997 r. ceny domów w Wielkiej Brytanii wzrosły trzykrotnie, w minionym roku o ponad 10 proc., a w ostatnich dwóch miesiącach nadal rosną po 0,5 proc.
Budownictwo mieszkaniowe było największym niepowodzeniem rządu Blaira w polityce wewnętrznej. O systematycznym spadku jego popularności przesądziło jednak poparcie interwencji w Iraku i wysłanie tam brytyjskich wojsk. Brown zapowiedział przekazanie parlamentowi kompetencji w sprawie wojny i częstsze konsultowanie się z wyborcami w sprawach polityki zagranicznej. Ciężar walki z terroryzmem ma być przeniesiony z działań militarnych na walkę o "serca i umysły".