Rozpiętość wahań indeksu niemal do godziny 16.00 wczorajszej sesji wynosiła 20 pkt. W przypadku kontraktów wynik jest nieco lepszy - 26 pkt. Dopiero końcówka notowań tę statystykę zmieniła. Jak więc widać, na sesji pod względem zmian cen działo się stosunkowo niewiele. Gdyby ktoś spojrzał na obrót, to ponad miliard złotych sugerowałby, że jednak coś miało miejsce. Tylko co? Sporo akcji przemieliło się na KGHM, PKO BP i TP. Wszystkie trzy spółki zyskiwały na wartości, co może świadczyć po pierwsze o tym, że popyt cały czas trzymał rękę na pulsie. Problem w tym, że tu raczej chodzi o kontrolę spadku cen niż poważniejszy atak na szczyty. Po drugie, relatywnie większy obrót na najcięższych spółkach wskazuje, że trwa wymiana pakietami papierów między funduszami emerytalnymi a inwestycyjnymi.
Wspomniana kontrola wynikała oczywiście z faktu, że dziś mamy ostatni dzień tygodnia kończącego miesiąc, kwartał i półrocze. To od dziś wyznaczonych poziomów cen będą wyliczane wyniki instytucji i premie tych, którzy w tych instytucjach są zatrudnieni. Fundusze będą mogły chwalić się swoimi osiągnięciami, co przyciągnie kolejne miliardy coraz bardziej naiwnych pieniędzy.
Jak łatwo się domyślić, taka sesja, jak wczorajsza nie wpłynęła w najmniejszym stopniu na ocenę techniczną rynku. Ceny nadal trzymają się blisko maksimów hossy. Niezależnie od tego, co sądzić o popycie, to po prostu na razie ma on przewagę. Inna gra zacznie się w przyszłym tygodniu, gdy premiowa motywacja już nie będzie działać.
Wczoraj poznaliśmy ostateczną wartość dynamiki PKB w USA w I kwartale 2007 r. Wyniosła ona 0,7 proc., a więc nadal jest to najniższa wartość od kilku lat. Rynek nie za bardzo się tym przejął. Znacznie ważniejszy był odczyt wskaźnika wydatków konsumpcyjnych, bo tu mieliśmy przykrą niespodziankę, która przypomina o tym, że inflacja w USA jest głównym zagrożeniem i oczkiem w głowie FOMC. Wprawdzie dane dotyczą I kwartału, a więc są już nieco "stare", to jednak samo zagrożenia jest wciąż aktualne.
Wzrost cen w końcowej części sesji na pierwszy rzut oka może wskazywać na przymiarki do ataku na szczyt hossy. Gdy jednak zauważymy, że zwyżce cen towarzyszył spadek LOP, to ocena szans na skuteczne wyznaczenie rekordów nie jest korzystna dla byków. Zamykane krótkie pozycje to nie jest źródło zdrowego popytu.