Doniesienia prasowe, że austriacki koncern naftowy OMV chce zaciągnąć kredyt na 13,5 miliarda euro, wywołały kolejną falę spekulacji, że firma ta rzeczywiście szykuje się do wrogiego przejęcia węgierskiego MOL-a. Jeżeli transakcja miałaby dojść do skutku, Austriacy musieliby przekonać zagranicznych inwestorów finansowych i zaoferować im odpowiednio wysoką premię, aby ci z kolei "przekonali" wpływowy zarząd MOL-a do fuzji. Wszystko zależy więc od ceny, jaką są gotowi zapłacić za kontrolę nad największym regionalnym konkurentem.
Ale 50 miliardów złotych, czyli równowartość kwoty, jaką zamierzają pożyczyć Austriacy, wystarczyłoby na znacznie większe zakupy. Przy obecnych cenach za te pieniądze można skupić z rynku wszystkie akcje MOL-a, znajdujące się w wolnym obrocie lub należące do niepowiązanych ze spółką inwestorów finansowych. Reszta starczyłaby, bagatela, na zakup wszystkich akcji Orlenu (kapitalizacja 23,3 mld zł) i na "łyknięcie" Lotosu (wartość rynkowa 5,9 mld zł).
Piotr Kownacki, prezes płockiej firmy, zasugerował zresztą w wywiadzie w poniedziałkowej "GP", że do przejęcia kontroli nad Orlenem wystarczyłoby kilka miliardów dolarów. Oczywiście w Orlenie, podobnie jak w MOL-u, też istnieją nieformalne ograniczenia zmniejszające szanse powodzenia wrogiego przejęcia niemal do zera. Chyba że kupujący dogada się wcześniej ze Skarbem Państwa. To główny rozgrywający, który ma uprzywilejowaną pozycję w spółce i w pewnym sensie odgrywa podobną rolę do zagranicznych funduszy obecnych w akcjonariacie MOL-a.