Za oceanem do gry powrócili optymiści

Trendy wzrostowe na świecie zapowiadają nowe rekordy WIG20. Sytuacja wielu mniejszych spółek nie wygląda jednak już tak dobrze

Publikacja: 14.07.2007 10:20

Szanse na kontynuację trendu wzrostowego są większe, niż ryzyko jego załamania - te słowa z naszej analizy sprzed tygodnia, odnoszące się do indeksu WIG20 i rynków światowych, pozostają aktualne. Najlepszym tego potwierdzeniem jest nagły czwartkowy wyskok amerykańskiego S&P 500 do rekordowego poziomu 1548 pkt. W jeden dzień indeks przełamał podwójny opór w postaci szczytów z 4 i 19 czerwca. Na pierwszy rzut oka taki nagły skok jest zaskakujący z uwagi na panującą atmosferę niepewności - przecież jeszcze parę dni temu rynek żył obniżeniem ratingów papierów dłużnych zabezpieczonych kredytami hipotecznymi o podwyższonym ryzyku (subprime), droga ropa grozi zaś utrzymaniem nadmiernej inflacji, nawet mimo niewysokiego tempa wzrostu gospodarczego.

Trend jest najważniejszy

Dla inwestorów podążających za trendem, czwartkowy rekord nie jest jednak żadnym zaskoczeniem. W poprzednich tygodniach pisaliśmy, że konsolidacja S&P 500, w jakiej indeks znajdował się od początku czerwca, była jedynie niewielką korektą trendu wzrostowego rozpoczętego w marcu. Skoro tak, to należało oczekiwać wybicia w górę - zgodnie z kierunkiem owego trendu. Tak jak pisaliśmy, ruch w górę można było trafnie przewidzieć również na podstawie wysokiego poziomu zmienności (obrazowanego przez wskaźnik ATR), który towarzyszył również formowaniu wszystkich poprzednich dołków S&P 500. Inna sprawa, że wspomniane zagrożenia dla kontynuacji zwyżki nie są nowe, a słowo "subprime" straszyło inwestorów już w styczniu i lutym. Impuls do wybicia w górę w postaci emocji związanych z publikacją wyników kwartalnych amerykańskich spółek okazał się silniejszy niż wszystkie zagrożenia razem wzięte.

Korzystne perspektywy stojące przed amerykańskimi giełdami gwarantują również utrzymanie koniunktury na innych rynkach światowych. To z kolei powinno pomóc w trendzie wzrostowym WIG20. Prawdopodobieństwo, że w najbliższych tygodniach zobaczymy kolejne rekordy indeksu blue chips, jest więc wciąż większe, niż ryzyko, że wskaźnik ten przebije średnioterminowe wsparcia.

Teza ta pozostaje w mocy nawet mimo to, że sytuację techniczną WIG20 skomplikowało cofnięcie się indeksu po ataku na górną linię długoterminowego kanału wzrostowego, zapoczątkowanego przed rokiem (patrz wykres). Do ataku tego doszło dokładnie przed tygodniem (w piątek), ale zaraz potem WIG20, zamiast kontynuować szybką zwyżkę, powrócił poniżej linii kanału. W trwałym przebiciu tej bariery przeszkodził zapewne dodatkowy opór wynikający z górnego ramienia zwyżkującego klina, jaki na wykresie powstaje od maja.

Taki "szarpany" trend wzrostowy nie jest niespodzianką, biorąc pod uwagę to, jak WIG20 zachowywał się po ustanowieniu poprzednich rekordów w tym roku. Statystyki na ten temat całkowicie zniechęcają do traktowania każdego nowego historycznego maksimum indeksu jako krótkoterminowego sygnału kupna akcji. Wręcz przeciwnie, najczęściej jest to raczej zapowiedź przejściowej korekty. Zbadaliśmy wszystkie tegoroczne przypadki, kiedy WIG20 pokonał poprzedni rekord, przy czym nowe maksimum indeksu od poprzedniego dzielił spadek notowań poniżej pierwotnego rekordu. Takich przypadków było 6 (chociaż samych rekordów w tym roku było 15).

Dwa kroki do przodu,

jeden do tyłu

Właściwie tylko w jednym z tych przypadków (w kwietniu i na początku maja) WIG20 kontynuował zwyżkę bezpośrednio po ustanowieniu rekordu. Zanim spadł poniżej pierwotnego maksimum, zanotował cztery nowe rekordy. W pozostałych przypadkach było zdecydowanie gorzej. W trzech sytuacjach WIG20 zdołał jedynie raz poprawić rekord, zanim spadł poniżej pierwotnego maksimum. W lipcu udało mu się to dwukrotnie, a w czerwcu ani razu - zaczął zniżkować zaraz po ustanowieniu historycznego szczytu.

Równie dobitnie wygląda statystyka dotycząca czasu, przez jaki WIG20 utrzymywał się powyżej pokonanego rekordu. Aż w pięciu na sześć przypadków, było to zaledwie od 1 do 4 sesji. Zupełnym wyjątkiem był przełom kwietnia i maja, kiedy WIG20 utrzymywał się powyżej szczytu przez 22 sesje. W każdym razie w żadnym z tych przypadków nie udało mu się trwale obronić nowego historycznego maksimum. Nic nie wskazuje na to, by taki "poszarpany" ciągłymi korektami trend miał szybko zmienić swe oblicze. Rekordy zapewne będą, ale serii szybkich wzrostów trudno oczekiwać.

Zdecydowanie mniej klarownie wyglądają perspektywy stojące przed rynkiem średnich spółek. Kojarzony z nimi indeks mWIG40 ("kojarzony" dlatego, że obok faktycznie firm o średniej wielkości, są tam również choćby duże banki, które "nie zmieściły się" do WIG20) ma za sobą tydzień ostrych spadków. Słabość zaczęła się jednak już wcześniej - od szczytu intraday z 26 czerwca (5736,3 pkt) do dołka intraday z czwartku (5321,4 pkt) indeks zanurkował o 7,2 proc. To ruch w dół nieustępujący pod względem siły poprzednim korektom z przełomu lutego i marca oraz grudnia ub.r. Do tej pory od początku hossy zdecydowanie silniejsze były jedynie obsunięcia w maju i czerwcu ub.r., oraz we wrześniu 2003 r.

Jak widać na wykresie, porównanie obecnej korekty z przeciętnym zachowaniem mWIG40 w czasie poprzednich ośmiu znaczących obsunięć nie prowadzi do jednoznacznych wniosków. Obecne spadki są już teraz silniejsze niż średnio w przeszłości, ale z drugiej strony - zdecydowanie nie dorównują jeszcze tym z maja i czerwca ub.r.

Gwarancji szybkiego odbicia nie daje względnie mocne zachowanie WIG20. Indeks dużych spółek kroczy w ślad za rynkami światowymi, a o kursach "średniaków" decydują przede wszystkim czynniki krajowe. A jednym z najważniejszych jest przewartościowanie sporej części spółek. To, że coraz więcej firm znajduje się w trendach bocznych lub nawet spadkowych, sygnalizowaliśmy już przed dwoma tygodniami. To skłania do zastanowienia, czy warto trzymać akcje, których kursy przełamały wsparcia (a takich nie brakuje zwłaszcza w branży budowlanej), nawet w obliczu korzystnej koniunktury na rynkach światowych.

Apetyt na ryzyko nie maleje

Oczy inwestorów w ubiegłym tygodniu były zwrócone nie tylko na kursy akcji, ale nawet może jeszcze bardziej na rynek walutowy. Wszystko za sprawą skokowego osłabienia dolara. Kurs EUR/USD z dnia na dzień ustanawiał historyczne rekordy, zbliżając się w piątek do poziomu 1,380. Osłabienie dolara względem euro nie wpłynęło jednak decydująco na sytuację na rynku jena japońskiego, którego notowania - jak już pisaliśmy - są odzwierciedleniem apetytu globalnych graczy na ryzyko. Co prawda, kurs USD/JPY już nie rośnie (co byłoby sygnałem rosnącego apetytu na ryzyko), ale zamiast spadać, ustabilizował się, co świadczy o tym, że do paniki jeszcze daleko. A to z kolei dobry sygnał dla rynków wschodzących. Stabilizacja notowań jena ma też związek z zatrzymaniem trendu wzrostowego rentowności amerykańskich obligacji. Im jest ona wyższa, tym chętniej inwestorzy biorą pożyczki w Japonii (gdzie 10-letnie obligacje przynoszą obecnie niespełna 2 proc. dochodu), i przenoszą pieniądze do USA (gdzie rentowność 10-letnich papierów jest bliska 5,1 proc.), co powoduje właśnie osłabienie jena.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy