Rozpiętość wahań na wczorajszej sesji może wskazywać na to, że działy się w jej trakcie ciekawe rzeczy, ale to tylko złudzenie. Cała sesja przebiegała w spokojnej atmosferze. Ta odpowiadała pogodzie panującej za oknami. Było tak gorąco i duszno, że nawet zlecenia na rynek schodziły leniwie.

Notowania wystartowały w okolicy piątkowego zamknięcia, ale długo na tym poziomie nie zabawiły. Niewielki wzrost cen nie stał się atrakcyjny dla strony popytowej, co szybko zostało wykorzystane przez podaż. Ta była w przewadze niemal całą sesję. Mowa oczywiście o kontraktach i indeksie, gdyż niektóre spółki nie poddały się słabszym nastrojom. Fason starał się trzymać KGHM. W trakcie sesji efektownie rósł PKN, ale i tu w końcu podaż zwyciężyła.

W efekcie sesja zakończyła się spadkiem cen, ale spadkiem na tyle małym, że faktycznie nic nowego nie wnoszącym. Pozostajemy w przedziale wartości widzianych już w ubiegłym tygodniu. Sytuacja techniczna rynku nie zmieniła się o jotę. Nadal czekamy, albo na nowe rekordy hossy, albo na przełamanie wsparć. To, co dzieje się pomiędzy tymi poziomami, jest w tej chwili mało ważne. Takie wahania mogą równie dobrze trwać jeszcze wiele dni. Trudno więc się nimi ekscytować. Fakt, że z odległej perspektywy ceny cały czas trzymają się blisko rekordów hossy, sprzyja bykom. Zatem to bicie nowych rekordów jest nadal bardziej prawdopodobne od scenariusza przełamania wsparć.

W trakcie notowań pojawiła się informacja o powstaniu nowego ugrupowania politycznego o nazwie Liga i Samoobrona. Z punktu widzenia rynku kapitałowego, to wydarzenie w krótkim jak i w średnim terminie nie ma znaczenia. Może mieć w długim, bo to raczej krok w kierunku marginalizacji "przystawek". Oprócz sfery polityki, mieliśmy także dane dotyczące sfery ekonomii, a szczegółowiej, makroekonomii. Opublikowana została dynamika wynagrodzeń w czerwcu. Prognozowano, że płace wzrosły o 8,8 proc. Faktyczny wzrost okazał się większy, bo wyniósł 9,3 proc. Rynek dane odebrał jednoznacznie - kolejne podwyżki stóp procentowych to tylko kwestia czasu. Wprawdzie minister Woźniak sugeruje, że szybki wzrost płac nie jest zagrożeniem dla inflacji, ale akurat tu niczego innego nie usłyszymy. W końcu zagrożenie inflacją bezpośrednio wpływa na budżet, a więc i na możliwości realizacji planów rządu.