Weekendowa Analiza Futures

Publikacja: 19.08.2007 22:42

Każdy, kto zaczyna interesować się inwestycjami na rynku giełdowym

najczęściej bierze pod lupę wykresy indeksów. Spore wahania ich wartości

na przestrzeni miesięcy i lat pozwalają względnie łatwo określić punkty

zwrotne oraz zauważyć pojawiające się trendy. Suche liczby nie

przedstawiają jednak całej rzeczywistości giełdowej. Jej głównym elementem

nie są bowiem ceny, ale emocje. To one w głównej mierze stoją za takim, a

nie innym poziomem, szczytu czy dołka. Pewnie wielu chciałby wierzyć, że

tendencje na rynku akcji odzwierciedlają panującą koniunkturę w gospodarce.

Owszem, w czasie przyspieszonego wzrostu gospodarczego ceny akcji rosną, a

czasie recesji, lub spowolnienia gospodarczego spadają. Mimo to, sam

poziom szczytu, czy dołka nie zależy w wielkim stopniu do koniunktury w

gospodarce, ale bardziej zależy od stanu rynkowych emocji. To nie zmiany w

tendencjach makroekonomicznych zadecydowały o tym, że szczyt hossy w 1994

roku miał miejsce właśnie 8 marca. Także w przypadku wyznaczenia szczytu

hossy internetowej w dniu 10 marca 2000 roku czynnikiem decydującym nie

były tendencje makroekonomiczne.

Szczyty zwykle są wyznaczane w chwili znaczącej przewagi optymistów nad

pesymistami, a dołki w chwili przewagi pesymistów nad optymistami. Tą

prawidłowość znają zapewne wszyscy czytelnicy zamieszczanych tu analiz.

Emocje związane z inwestycjami giełdowymi (czy to w formie bezpośredniej,

czy też pośredniej za pomocą funduszy inwestycyjnych) są ich permanentnym

elementem. Kto inwestuje na giełdzie musi się liczyć z tym, że będzie

odczuwał stale niepokój. Radzenie sobie z własnymi emocjami jest jednym z

podstawowych czynników decydujących o sukcesie.

Emocje odczuwa każdy, ale nie każdy ma świadomość, że powinien nad nimi

zapanować. Jeśli nie potrafi, co dotyczy raczej większości z nas, to

powinien zbudować mechanizm postępowania, który zminimalizuje czynnik

wpływu własnej psychiki na odejmowane decyzje inwestycyjne. Podstawowym

działaniem, które ma iść w tym kierunku jest uniemożliwienie sobie samemu

podjęcie decyzji inwestycyjnej na bazie nagłego impulsu, czy emocjonalnego

uniesienia. Najprostszym sposobem jest sporządzenie planu działania na

wypadek różnych scenariuszy zachowania się cen. Sporządzamy go zanim w

ogóle zainwestujemy choćby złotówkę. Staramy się przewidzieć wszelkie

możliwe warianty i każdemu z nich przyporządkować sposób działania.

Niezależnie czy dany wariant dotyczy sytuacji zysków czy strat. Każdy

scenariusz powinien mieć przyporządkowane proste zalecenie. Mając taki

plan można uniknąć przykrych niespodzianek i być przygotowanym na przebieg

zdarzeń na rynku.

Zważywszy na niewielkie przygotowanie rodzimych inwestorów można

przypuszczać, że znaczna ich część nie jest przygotowana na wariant spadku

cen akcji. Sytuacja jest o tyle nieprzyjemna, że ci, którzy zainwestowali

swoje oszczędności w czerwcu i lipcu właśnie notują straty. Straty na

które z pewnością nie byli przygotowani. Ilu z nich ma świadomość, ile są

w stanie zaryzykować? Po ostatnich spadkach, a zwłaszcza po przecenie w

ostatni czwartek poziom emocji znacznie się podniósł. Trzymać, czy

sprzedawać? Sprzedać teraz, czy poczekać na odbicie? Jakie ono będzie? A

jeśli w ogóle go nie będzie? Im inwestor mniej wie o rynku, a należy

uznać, że poziom wiedzy wśród tych, którzy ostatnio zainwestowali jest

raczej niski, tym bardziej jest narażony na poddanie się emocjom.

Każdy, kto inwestuje na rynku powinien się liczyć z tym, że może zanotować

stratę. Pewny zysk nie istnieje. Wszystko jest kwestią prawdopodobieństwa straty to najpowszechniejszy błąd. Po ostatnich

przecenach wszyscy zastanawiają się, co dalej. Ci, którzy notują już

straty są przyparci przez oczekiwania własne i otoczenia. Mężowie tłumaczą

się z mniejszych oszczędności przed żonami. Młodzi studenci obracający

pieniędzmi rodziców skubią brody, bo wynik ich poczynań ostatnio się mocno

pogorszył. Piszę głównie o mężczyznach, bo to jednak większość, choć w

części dotyczy to także kobiet. Tak czy inaczej, presja jest duża.

Na szczęście na ułożenie planu nigdy nie jest za późno, choć oczywiście

wiąże się z tym zupełnie inny koszt. Każdy, który zanotował stratę, bądź

mocny spadek wartości kapitału od szczytu hossy (co niektórzy także uznają

za stratę) musi sobie zadać pytanie, czy jest w stanie zaryzykować kolejną

część w tej chwili posiadanego kapitału. Jeśli ktoś tracił już 10%, to

musi wiedzieć, czy jest w stanie stracić kolejnych kilka procent. Jeśli

nie, to prostą odpowiedzią na wątpliwości jest zamknięcie inwestycji.

Będzie bolało, ale może nie tak, jak w przypadku znacznie mocniejszego

spadku, który przecież może się przydarzyć. Oczywiście może też być tak,

że rynek za miesiąc, lub dwa będzie zaliczał nowe rekordy hossy. Trzeba

jednak zdawać sobie sprawę, że by uczestniczyć we wzroście cen, trzeba być

gotowym zaryzykować część swojego kapitału.

Wiara i chęć odrobienia strat jest ogromna, bo sama strata boli. Już 30

lat temu (badania Kahnemana i Tversky`ego z końca lat 70-tych)

udowodniono, że osoba stojąca w obliczu potencjalnej straty jest bardziej

skłonna do ryzyka niż w sytuacji, gdy osiąga zysk. Innymi słowy, sprowadza

się to do wniosku, że większość inwestorów zbyt szybko zamyka zyskowne

pozycje, a zbyt długo utrzymuje stratne.

Obecnie najważniejsze pytanie ostatniego weekendu nie brzmi, czy rynek

odbije? Nikt tego nie wie i nie ma sensu wróżyć. Proszę mi wierzyć, że nie

wie tego zarówno minister Gilowska, ani także prezes Skrzypek, którzy

starają się uspokajać rynki. Nie wiedzą tego także doradcy, którzy tłumnie

wypowiadają się w mediach. Są przesłanki za takim, lub innym scenariuszem

i każdy je ocenia na swój sposób, ale nie oznacza to, że znają oni

przyszłość.

Na rynku nie ma pewników. Właściwie pytanie brzmi, ile jestem w stanie

zaryzykować, by w ewentualnym odbiciu uczestniczyć? Czy stać mnie na

czekanie na odbicie? Ile mogę stracić zanim to odbicie faktycznie się

pojawi (jeśli w ogóle się pojawi)? Odpowiedź na to pytanie trzeba znać już

teraz. Jeśli kogoś nie stać na dalsze straty, inwestycja powinna być jak

najszybciej zamknięta. Nie oznacza to, że trzeba się obrażać na rynek. Po

prostu kolejnym razem warto się lepiej przygotować. Każde zaangażowanie na

rynku powinno być poprzedzone planem, a w szczególności znajomością

możliwej do zaakceptowania straty. To pozwoli na spokojniejsze

obserwowanie zmian na rynku.

Piątkowe cięcie stopy dyskontowej przez FOMC to jeszcze nie cięcie stopy

funduszy federalnych. Niemniej zostało to przez rynki przyjęte z

entuzjazmem. To kolejny ruch amerykańskiego banku centralnego w celu

poprawy płynności na rynkach finansowych po wcześniejszym wpompowaniu weń

80 mld dolarów. Dla wielu jest to jasna zapowiedź obniżki stopy funduszy

federalnych. Poprawiło to wyceny akcji oraz korektę na rynku obligacji

długoterminowych ( Wykres_1.gif ). Poprawiło także wycenę na naszym rynku.

Stało się to w dość ciekawym momencie. Ceny bowiem zawędrowały w okolice

dolnego ograniczenia nieco innego, niż wcześniej kreślony, kanału

wzrostowego ( Wykres_2.gif ). Te linie to oczywiście bardziej ciekwać.

Teraz rządzą opory, a najbliższym jest poziom lokalnego szczytu na 3565

pkt. Jego pokonanie dałoby jakąś szansę na większy wzrost cen, a może i

nawet kontynuację hossy, bo i to przecież nadal jest możliwe. Póki ceny są

pod tym szczytem, nie ma co zmieniać oceny.

Kamil Jaros

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy