ogóle zainwestujemy choćby złotówkę. Staramy się przewidzieć wszelkie
możliwe warianty i każdemu z nich przyporządkować sposób działania.
Niezależnie czy dany wariant dotyczy sytuacji zysków czy strat. Każdy
scenariusz powinien mieć przyporządkowane proste zalecenie. Mając taki
plan można uniknąć przykrych niespodzianek i być przygotowanym na przebieg
zdarzeń na rynku.
Zważywszy na niewielkie przygotowanie rodzimych inwestorów można
przypuszczać, że znaczna ich część nie jest przygotowana na wariant spadku
cen akcji. Sytuacja jest o tyle nieprzyjemna, że ci, którzy zainwestowali
swoje oszczędności w czerwcu i lipcu właśnie notują straty. Straty na
które z pewnością nie byli przygotowani. Ilu z nich ma świadomość, ile są
w stanie zaryzykować? Po ostatnich spadkach, a zwłaszcza po przecenie w
ostatni czwartek poziom emocji znacznie się podniósł. Trzymać, czy
sprzedawać? Sprzedać teraz, czy poczekać na odbicie? Jakie ono będzie? A
jeśli w ogóle go nie będzie? Im inwestor mniej wie o rynku, a należy
uznać, że poziom wiedzy wśród tych, którzy ostatnio zainwestowali jest
raczej niski, tym bardziej jest narażony na poddanie się emocjom.
Każdy, kto inwestuje na rynku powinien się liczyć z tym, że może zanotować
stratę. Pewny zysk nie istnieje. Wszystko jest kwestią prawdopodobieństwa straty to najpowszechniejszy błąd. Po ostatnich
przecenach wszyscy zastanawiają się, co dalej. Ci, którzy notują już
straty są przyparci przez oczekiwania własne i otoczenia. Mężowie tłumaczą
się z mniejszych oszczędności przed żonami. Młodzi studenci obracający
pieniędzmi rodziców skubią brody, bo wynik ich poczynań ostatnio się mocno
pogorszył. Piszę głównie o mężczyznach, bo to jednak większość, choć w
części dotyczy to także kobiet. Tak czy inaczej, presja jest duża.
Na szczęście na ułożenie planu nigdy nie jest za późno, choć oczywiście
wiąże się z tym zupełnie inny koszt. Każdy, który zanotował stratę, bądź
mocny spadek wartości kapitału od szczytu hossy (co niektórzy także uznają
za stratę) musi sobie zadać pytanie, czy jest w stanie zaryzykować kolejną
część w tej chwili posiadanego kapitału. Jeśli ktoś tracił już 10%, to
musi wiedzieć, czy jest w stanie stracić kolejnych kilka procent. Jeśli
nie, to prostą odpowiedzią na wątpliwości jest zamknięcie inwestycji.
Będzie bolało, ale może nie tak, jak w przypadku znacznie mocniejszego
spadku, który przecież może się przydarzyć. Oczywiście może też być tak,
że rynek za miesiąc, lub dwa będzie zaliczał nowe rekordy hossy. Trzeba
jednak zdawać sobie sprawę, że by uczestniczyć we wzroście cen, trzeba być
gotowym zaryzykować część swojego kapitału.
Wiara i chęć odrobienia strat jest ogromna, bo sama strata boli. Już 30
lat temu (badania Kahnemana i Tversky`ego z końca lat 70-tych)
udowodniono, że osoba stojąca w obliczu potencjalnej straty jest bardziej
skłonna do ryzyka niż w sytuacji, gdy osiąga zysk. Innymi słowy, sprowadza
się to do wniosku, że większość inwestorów zbyt szybko zamyka zyskowne
pozycje, a zbyt długo utrzymuje stratne.
Obecnie najważniejsze pytanie ostatniego weekendu nie brzmi, czy rynek
odbije? Nikt tego nie wie i nie ma sensu wróżyć. Proszę mi wierzyć, że nie
wie tego zarówno minister Gilowska, ani także prezes Skrzypek, którzy
starają się uspokajać rynki. Nie wiedzą tego także doradcy, którzy tłumnie
wypowiadają się w mediach. Są przesłanki za takim, lub innym scenariuszem
i każdy je ocenia na swój sposób, ale nie oznacza to, że znają oni
przyszłość.
Na rynku nie ma pewników. Właściwie pytanie brzmi, ile jestem w stanie
zaryzykować, by w ewentualnym odbiciu uczestniczyć? Czy stać mnie na
czekanie na odbicie? Ile mogę stracić zanim to odbicie faktycznie się
pojawi (jeśli w ogóle się pojawi)? Odpowiedź na to pytanie trzeba znać już
teraz. Jeśli kogoś nie stać na dalsze straty, inwestycja powinna być jak
najszybciej zamknięta. Nie oznacza to, że trzeba się obrażać na rynek. Po
prostu kolejnym razem warto się lepiej przygotować. Każde zaangażowanie na
rynku powinno być poprzedzone planem, a w szczególności znajomością
możliwej do zaakceptowania straty. To pozwoli na spokojniejsze
obserwowanie zmian na rynku.
Piątkowe cięcie stopy dyskontowej przez FOMC to jeszcze nie cięcie stopy
funduszy federalnych. Niemniej zostało to przez rynki przyjęte z
entuzjazmem. To kolejny ruch amerykańskiego banku centralnego w celu
poprawy płynności na rynkach finansowych po wcześniejszym wpompowaniu weń
80 mld dolarów. Dla wielu jest to jasna zapowiedź obniżki stopy funduszy
federalnych. Poprawiło to wyceny akcji oraz korektę na rynku obligacji
długoterminowych ( Wykres_1.gif ). Poprawiło także wycenę na naszym rynku.
Stało się to w dość ciekawym momencie. Ceny bowiem zawędrowały w okolice
dolnego ograniczenia nieco innego, niż wcześniej kreślony, kanału
wzrostowego ( Wykres_2.gif ). Te linie to oczywiście bardziej ciekwać.
Teraz rządzą opory, a najbliższym jest poziom lokalnego szczytu na 3565
pkt. Jego pokonanie dałoby jakąś szansę na większy wzrost cen, a może i
nawet kontynuację hossy, bo i to przecież nadal jest możliwe. Póki ceny są
pod tym szczytem, nie ma co zmieniać oceny.
Kamil Jaros