Citigroup, największa w Stanach Zjednoczonych grupa finansowa, podjęło operację ratunkową. Jej celem jest zminimalizowanie strat na instrumentach finansowych powiązanych z ryzykownymi kredytami hipotecznymi.
W puli są 43 mld USD, bo na taką kwotę są one obecnie wyceniane. Szefem "zespołu ratowników" został Richard Stuckey, który dziewięć lat temu brał udział w porządkowaniu pozycji inwestycyjnych funduszu Long Term Capital Management, który upadł, powodując zamieszanie na rynkach finansowych. Straty LTCM wyniosły 4,6 mld USD.
Problem polega na tym, że rynek instrumentów, w jakie zainwestowało Citigroup, stał się trudny i nie ma na nie popytu. Powodem jest rosnąca liczba kredytobiorców o słabej kondycji finansowej, którzy nie spłacają swoich zobowiązań, a od tego właśnie zależy atrakcyjność tych aktywów.
Lawrence White, profesor ekonomii w Stern School of Business Uniwersytetu Nowojorskiego, twierdzi, że obecne zadanie Stuckeya może być trudniejsze niż w przypadku Long Term Capital Management. Fundusz miał w portfelu łatwo zbywalne instrumenty pochodne bazujące na stopach procentowych i papiery wartościowe. W przypadku Citigroup Stuckey będzie miał do czynienia z aktywami, którymi obecnie handluje się rzadko i bardzo trudno oszacować ich wartość.
Na koniec września wartość instrumentów (m. in. obligacji zabezpieczonych spłatami kredytów) powiązanych z rynkiem hipotecznym Citigroup szacowało na 55 mld USD. W ubiegłym kwartale z powodu spadku ich wartości musiał odpisać 6,5 mld USD. W październiku wyceny poszły o dalsze 8-11 mld USD w dół. W niedzielę stanowisko dyrektora generalnego Citigroup opuścił Charles Prince.