Eurosceptycy trzymają się słabo

Opublikowanie przez bank centralny opracowania analitycznego jest dla jego autora cenną nagrodą za badawczy wysiłek i wyróżniający się sposób analizy. W przypadku opracowania dr. Łona ta nagroda została przyznana chyba zbyt szybko

Publikacja: 19.12.2007 08:18

Odwiedzanie internetowej strony Narodowego Banku Polskiego przynosi czasami zaskakujące rezultaty. Nie tak dawno umieszczono na niej interesujący tekst dr. Eryka Łona z Katedry Bankowości Akademii Ekonomicznej w Poznaniu pod frapującym tytułem "Dlaczego Polska nie powinna wchodzić do strefy euro?". Sam tytuł wywołał u mnie duże zainteresowanie, ponieważ w toczącej się w Polsce debacie na temat skutków wprowadzenia euro głos eurosceptyków nie brzmi zbyt donośnie. Emocje sięgnęły zenitu, gdy po kilku godzinach ten na pierwszy rzut oka obrazoburczy tekst został zdjęty z głównej strony NBP, by wrócić tam następnego dnia, ale tym razem w asyście innych i mniej eurosceptycznych artykułów na temat integracji monetarnej. Lekturze tekstu dr. Łona towarzyszyła nadzieja, że w słabym jak dotąd obozie eurosceptyków pojawił się nowy badacz, którego argumenty podważą dość powszechnie podzielaną tezę, że szybkie przystąpienie do strefy euro jest dla Polski korzystne.

Gdzie jest bilans zysków i strat?

Opracowanie dr. Łona dotyka wielu kontrowersyjnych i, delikatnie mówiąc, luęno związanych z problematyką euro zagadnień, takich jak ewentualna prywatyzacja GPW, utworzenie specjalnego banku wspierającego polski eksport, limity na inwestowanie za granicą przez otwarte fundusze emerytalne, zarządzanie rezerwami walutowymi czy współpraca NBP z rządem i Sejmem. Dość swobodny dobór zagadnień nie jest jednak główną słabością tego tekstu. Pierwszym poważnym mankamentem tego opracowania jest brak jakiejkolwiek próby zbilansowania kosztów i korzyści związanych z przyjęciem wspólnej waluty. Drugim i poważniejszym zarzutem jest słabość argumentacji, jaka została użyta dla podparcia głównej tezy. W tym miejscu odniosę się tylko do czterech, moim zdaniem najważniejszych, argumentów przytoczonych przez autora.

Zdaniem dr. Łona, przystąpienie Polski do strefy euro, charakteryzującej się wolnym tempem wzrostu gospodarczego i wydajności pracy rodzi ryzyko zahamowania procesu realnej konwergencji (stopniowego zbiegania poziomu dochodu per capita w krajach uboższych do poziomu obserwowanego w krajach rozwiniętych) w Polsce. W jego ocenie w strefie euro "trudno dostrzec jednoznaczne objawy realnej konwergencji". Te odważne stwierdzenia stoją jednak w jaskrawej sprzeczności z teorią ekonomii i wynikami badań empirycznych. Neoklasyczna teoria wzrostu gospodarczego podpowiada bowiem, że w krajach, które dysponują stosunkowo niewielkim zasobem kapitału - należą do nich nowe kraje członkowskie UE - stopa zwrotu z inwestycji w majątek trwały jest stosunkowo wysoka. W efekcie w tych krajach zasoby kapitału i produkcja na mieszkańca rosną szybciej niż w krajach rozwiniętych. Nie dziwi zatem, że w strefie euro, w której dominujący udział w PKB mają gospodarki krajów rozwiniętych (Niemcy, Francja i Włochy), tempo wzrostu gospodarczego jest wyraźnie wolniejsze niż w Polsce. Hipotezę realnej konwergencji potwierdzają również wyniki licznych prac empirycznych, wskazujące na odwrotną zależność tempa wzrostu PKB od poziomu PKP per capita. W mniej zamożnych krajach UE dodatkowym źródłem konwergencji jest napływ funduszy unijnych, które według różnych szacunków przyczyniają się do przyspieszenia długofalowego tempa wzrostu PKB w Polsce o 0,6-1,0 pkt proc.

Wyjątek potwierdza regułę

Dane Eurostatu wskazują, że po przystąpieniu do strefy euro PKB per capita obliczany zgodnie z parytetem siły nabywczej w relacji do przeciętnego PKB per capita notowanego w UE-27 wzrósł w Grecji z 84 proc. w 2000 r. do 97 proc. w 2006 r., a w Hiszpanii z 96 proc. w 1998 r. do 102,4 proc. w 2006 r. (patrz wykres). Dekonwergencja nastąpiła w Portugalii, w której PKB per capita w relacji do średniej unijnej obniżył się z 77 proc. w 1998 r. do 75 proc. w 2006 r. Jednak główną przyczyną wyraźnego spowolnienia wzrostu portugalskiej gospodarki po przyjęciu euro był szybki wzrost wynagrodzeń i związana z tym utrata konkurencyjności cenowej gospodarki. Źódło portugalskich kłopotów tkwiło zatem w nieelastycznym rynku pracy i braku reform strukturalnych, a nie wprowadzeniu euro, które zwykle w takich sytuacjach staje się kozłem ofiarnym.

Co ma Azja do Europy?

Autor kwestionuje również główną korzyść z akcesji do unii monetarnej, jaką jest spadek stóp procentowych w wyniku wyeliminowania premii za ryzyko kursowe. Doświadczenia Grecji, Hiszpanii i Portugalii, w których nastąpił znaczący spadek kosztu kapitału, nie pozostawiają w tej sprawie żadnych wątpliwości. Być może dlatego autor ucieka się w tym przypadku do niezwykle oryginalnej konstrukcji myślowej. Wśród 24 analizowanych gospodarek udaje mu się znaleźć dwie (Tajlandia i Malezja), w których poziom realnych stóp procentowych w latach 1999-2006 był niższy niż w strefie euro. Wystarcza mu to do tego, by postawić tezę, że trwałe obniżenie realnych stóp procentowych w Polsce jest możliwe bez przystąpienia naszego kraju do strefy euro (!!!).

Nieco bardziej dogłębna analiza przyczyn wspomnianego wyżej zróżnicowania poziomu stóp procentowych pozwala dostrzec, że cykl koniunkturalny i co za tym idzie procesy inflacyjne mają w krajach azjatyckich inny przebieg niż w strefie euro (patrz: wykres). Nie jest zatem niespodzianką, że po wprowadzeniu euro stopy procentowe w strefie euro wzrastały, podczas gdy w tym samym okresie malały one w Tajlandii i Malezji. Co więcej, w analizowanym okresie łagodna polityka pieniężna w tych krajach stanowiła odpowiedź na gospodarczą recesję, jaka dotknęła obie gospodarki na skutek kryzysów walutowych w państwach azjatyckich w 1997 r. Ponadto jakiekolwiek międzynarodowe porównania stóp procentowych nie mogą abstrahować od zagadnienia naturalnej stopy procentowej, a więc stopy zapewniającej stabilizację inflacji. Głównym determinantem naturalnej stopy procentowej jest oczekiwana stopa zwrotu z inwestycji w majątek trwały, która w Polsce jest i jeszcze przez wiele lat pozostanie istotnie wyższa niż w strefie euro.

Obniżenie już teraz nominalnych stóp procentowych w Polsce do poziomu obserwowanego w strefie euro, tożsame z ich znaczącym spadkiem w ujęciu realnym, groziłoby szybkim wzrostem inflacji i deficytu obrotów bieżących w Polsce i prędzej czy później doprowadziłoby do znaczącego spowolnienia wzrostu polskiej gospodarki.

Wymiana handlowa górą

Autor ma wątpliwości, czy przystąpienie Polski do strefy euro przyczyni się do zwiększenia dynamiki polskiego eksportu. Podstawa dla tych wątpliwości jest jednak niezwykle krucha. Opiera się ona bowiem na stwierdzeniu, że "możliwe jest dynamiczne powiększanie eksportu bez likwidacji własnej waluty narodowej". To prawda. Trzeba jednak zapytać, czy wprowadzenie wspólnej waluty i związane z tym wyeliminowanie ryzyka kursowego da dodatkowy impuls do wzrostu wymiany handlowej pomiędzy krajami? Wyniki licznych badań empirycznych, do których autor w ogóle się nie odnosi, wskazują, że efekt taki wystąpi i będzie znaczący. W pracach tych wykorzystywane są najbardziej zaawansowane narzędzia analizy ekonometrycznej, pozwalające oddzielić wpływ wprowadzenia euro na handel zagraniczny od wpływu innych czynników, które stymulują wzrost wymiany handlowej. Ten kierunek badań został zapoczątkowany przez A. Rose?a w 2000 r., który szacował, że wprowadzenie wspólnej waluty przyczynia się do trzykrotnego wzrostu wymiany handlowej pomiędzy krajami członkowskimi unii monetarnej. Najnowsze badania przynoszą znacznie skromniejsze szacunki efektu kreacji handlu, choć efekt ten jest wciąż znaczący. Micco, Stein i Ordonez w pracy z 2003 r. oszacowali, że po czterech latach od utworzenia unii monetarnej wprowadzenie euro przyczyniło się do wzrostu wymiany handlowej pomiędzy krajami członkowskimi strefy euro o 4-16 proc. Autorzy wskazują również, że handlowy efekt wspólnej waluty stale rośnie, co oznacza, że uzyskane szacunki nie oddają pełnej skali korzyści.

Korzyści przeważają

Dr Łon twierdzi również, że "likwidacja polskiego złotego oraz co się z tym wiąże - likwidacja prawa naszego kraju do prowadzenia własnej polityki pieniężnej stanowiłaby silne ograniczenie suwerenności naszego państwa". Nie zastanawia się jednak, dlaczego już 13 krajów UE zdecydowało się przyjąć wspólną walutę, a kilka kolejnych zamierza to uczynić w najbliższych latach. Pomija również fakt, że po przystąpieniu Polski do strefy euro prezes NBP będzie uczestniczył w posiedzeniach Rady Zarządzającej EBC z prawem głosu i tym samym będzie miał wpływ na politykę pieniężną w strefie euro i pośrednio w Polsce. To prawda, że po przyjęciu euro możliwość ograniczania wahań produkcji i zatrudnienia w Polsce poprzez odpowiednią politykę stóp procentowych będzie mniejsza niż obecnie, ponieważ polityka pieniężna EBC będzie dostosowana do sytuacji gospodarczej w strefie euro. Jednak ten niewątpliwy koszt integracji monetarnej trzeba zestawić z korzyściami, jakie przyniesie wspólna waluta. Takiego zestawienia w opracowaniu dr. Łona zabrakło.

Powstaje pytanie, dlaczego opracowanie dotyczące wprowadzenia euro, będącego jednym z najważniejszych zagadnień makroekonomicznych w Polsce, zawierające tak radykalne i pozbawione merytorycznego uzasadnienia tezy, zostało umieszczone na stronie Narodowego Banku Polskiego? Wydaje się, że ta publikacja wpisuje się w przyjętą przez NBP strategię prowadzenia otwartej debaty na temat makroekonomicznych efektów członkostwa Polski w unii monetarnej. To krok w dobrym kierunku, jednak w takiej sytuacji konieczne jest, moim zdaniem, zapewnienie odpowiedniego poziomu tej debaty. Cel ten można osiągnąć poprzez wprowadzenie systemu recenzowania prac umieszczanych na stronie NBP. Byłoby to zgodne z praktyką najlepszych banków centralnych na świecie.

główny ekonomista Invest-Banku

Autor w latach 2003-2004 kierował zespołem ekonomistów NBP, którzy opracowali Raport na temat korzyści i kosztów przystąpienia Polski do strefy euro.

Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy
Gospodarka
„W 2024 r. surowce podrożeją. Zwyżki napędzi ropa”
Gospodarka
Szef Fitch Ratings: zmiana rządu nie pociągnie w górę ratingu Polski
Gospodarka
Czy i kiedy RPP wróci do obniżek stóp?
Gospodarka
Złe i dobre wieści przed COP 28