W czwartek zadeklarował, że może pozbyć się do 465 osób. W lutym podał, że zwolni do 580 pracowników. Na początku roku w banku pracowało niespełna 5 tys. osób.

Zdaniem Dariusza Górskiego, analityka domu maklerskiego Wood&Company, zwolnienia w BPH mają dwa powody: chodzi o przygotowanie do fuzji z GE Money Bankiem (większościowym akcjonariuszem BPH jest finansowe ramię grupy GE, będące również posiadaczem akcji GE Money Banku), a także o konsekwencje podziału banku jesienią 2007 r.

– Zarówno BPH, jak i GE Money chcą najwyraźniej już z chwilą fuzji mieć odpowiednią strukturę zatrudnienia, by po połączeniu sprawa ta zajęła jak najmniej czasu – ocenia Górski. Wskazuje, że na ograniczenie zatrudnienia zdecydował się niedawno również GE Money Bank. Zapowiedział zwolnienie niemal jednej piątej załogi liczącej 4,7 tys. osób.

Analityk Wood&Company zaznacza jednak, że większe znaczenie mają konsekwencje podziału BPH, który został przeprowadzony przez ówczesnego właściciela polskiego banku – włoską grupę UniCredit – z końcem listopada 2007 r. Większa część biznesu BPH, który wówczas był trzecim co do wielkości graczem na naszym rynku, trafiła do Banku Pekao. – Ale jednocześnie BPH został z dużą częścią kosztów i właśnie ludzi. Było oczywiste, że tu będzie konieczne jakieś dostosowanie – uważa Dariusz Górski.

– Dzięki zapowiedzianym zwolnieniom BPH będzie w stanie zaoszczędzić w skali roku 50–70 mln zł – ocenia Piotr Palenik, analityk ING Securities. W 2008 r. koszty pracownicze wyniosły ponad 400 mln zł.Analityk ING Securities zaznacza jednak, że oszczędności będzie widać najwcześniej od III kwartału tego roku. – Wcześniej, w związku z koniecznością wypłacenia odpraw, program zwolnień grupowych będzie miał negatywny wpływ na wyniki – uważa Piotr Palenik.