W wypadku branż, które omawialiśmy w ostatnich tygodniach, normą jest niedowartościowanie, które można wykazać na kilka różnych sposobów – rynkowa wartość spółek jest poniżej wartości księgowej, a wskaźniki wyceny dużo niższe od historycznej normy. Jeśli chodzi o szeroko pojęte budownictwo, sytuacja nie jest już tak oczywista.
[srodtytul]C/Z zachęcający[/srodtytul]
Zacznijmy od porównań historycznych. Przy przeciętnym wskaźniku cena/zysk na poziomie 13,7, spółki inżynieryjno-budowlane są wyceniane wyraźnie poniżej historycznej mediany (obliczonej dla okresu od listopada 2003 r.), wynoszącej 22,7. Gdyby wskaźnik miał wrócić do historycznej „normy”, ceny akcji musiałyby poszybować przeciętnie o 66 proc. (przy założeniu, że zyski firm nie zmienią się).
Tezę o niewygórowanym poziomie C/Z potwierdza uproszczony model wyceny DCF (zdyskontowanych przepływów pieniężnych). Zgodnie z teorią finansów C/Z jest wyrazem oczekiwań inwestorów dotyczących przyszłych zmian zysków spółek. Im wyższy C/Z, tym są one wyższe. Jeżeli założymy, że rynek interesuje się jedynie zmianami zysków w ciągu najbliższych 12 miesięcy, ponieważ są najbardziej przewidywalne (i zakładając przy tym, że później zarobki firm będą stały w miejscu), to model DCF pozwala ująć oczekiwania rynkowe w bardzo prostej formule matematycznej (publikowaliśmy artykuł na ten temat).
[srodtytul]Niewygórowane oczekiwania?[/srodtytul]