Od lutowego dołka bessy do ostatniego szczytu obliczany przez nas indeks akcji deweloperów (obrazujący średnie zmiany notowań bez względu na kapitalizację) podskoczył o ponad 90 proc. Dla porównania, w tym samym czasie WIG zyskał 52 proc.
O tym, z czego wynika relatywna siła akcji, obszernie pisaliśmy w poprzedniej analizie poświęconej tej branży (na początku kwietnia). Mówiąc w skrócie, mocny wystrzał notowań był konsekwencją wcześniejszego ponadprzeciętnego niedowartościowania walorów.
[srodtytul]Nadal z dyskontem[/srodtytul]
Na ile te wnioski dotyczące atrakcyjności akcji deweloperów wymagają aktualizacji? Aby to stwierdzić, przyjrzyjmy się kluczowym czynnikom, które decydują o oczekiwanych stopach zwrotu. Zacznijmy od analizy poziomu wyceny rynkowej. Tradycyjnie w analizach branżowych akcentuję użyteczność wskaźnika cena/wartość księgowa. Mimo wad (wartość księgowa nigdy nie będzie idealnie odzwierciedlała rynkowej wartości majątku przedsiębiorstw, a zdarza się, że znaczenie określonych procedur księgowych jest ogromne – patrz ramka o JWC) C/WK jest o wiele bardziej przydatny niż np. popularny C/Z. Wartość księgowa jest w miarę stabilna (zwłaszcza w odniesieniu do całej branży) w porównaniu z podlegającymi ogromnym wahaniom zyskami.
Mediana C/WK dla deweloperów wynosi obecnie 0,65. Gdyby ceny akcji miały powrócić do wartości wynikającej z ksiąg, wzrost cen akcji musiałby wynieść jeszcze 54 proc. (przy upraszczającym założeniu, że wartość księgowa się nie zmieni). To najprostsze kryterium wskazuje więc, że papiery deweloperów na GPW są cały czas niedowartościowane w najbardziej skrajnej i wymiernej postaci. Spółki na rynku wyceniane są poniżej przybliżonej wartości ich majątku.