W jej ramach ministerstwo sprzedało 10-letnie papiery o wartości 2 mld dolarów. Inwestorzy zgłosili chęć nabycia papierów o wartości 8 mld dolarów. Rentowność przekraczała o 290 punktów bazowych rentowność podobnych papierów rządu amerykańskiego.
Zarzuty dotyczyły nie tylko wysokiej ceny, jaką – zdaniem części rynku – zaakceptował resort finansów, ale także „niesprawiedliwego” podziału papierów wśród inwestorów – redukcja zapisów była znacznie większa w przypadku podmiotów polskich niż zagranicznych. O sprawie pisał „Puls Biznesu”.
– Żeby stwierdzić, czy emisja była dla nas droga, można porównać ją albo z dotychczasowymi emisjami dokonywanymi przez nas, albo z emisjami innych podmiotów o podobnym ratingu – mówi Dominik Radziwiłł, wiceminister finansów odpowiedzialny za zarządzanie długiem publicznym. Wskazuje, że rentowność niedawnej emisji naszych 5-letnich euroobligacji była wyższa o 280 punktów bazowych od krzywej swapowej. – Rentowność bundów jest dodatkowo o około 30 punktów niższa od krzywej swapowej, więc przy tamtej emisji spread sięgał około 310 punktów i był wyższy niż przy tej ostatniej, a zapadalność krótsza o połowę – argumentuje Radziwiłł.
Według niego, korzystnie wypadamy również w porównaniach z emisjami innych krajów. Podaje przykłady kwietniowej emisji Korei, gdzie spread wobec amerykańskich obligacji wynosił 437,5 punktu bazowego czy Abu Dhabi, którego kwietniowa emisja miała rentowność wyższą od benchmarku o 420 punktów. Oba kraje mają ratingi wyższe niż Polska – na poziomie A i AA.
Innym sposobem oceny, czy dana emisja została właściwie wyceniona, jest przyjrzenie się rynkowi wtórnemu. Premia, jaką emitent płaci za wyjście na rynek, wynosi zwykle 20–30 punktów bazowych ponad krzywą rentowności.